Nie musimy kochać Ukrainy, by ją wspierać
Wojna na Ukrainie na pełną skalę trwa ponad dwa lata i na horyzoncie nawet nie majaczy jej zakończenie. W ludziach, co zupełnie zrozumiałe, rośnie zmęczenie tym konfliktem i wszelkimi jego konsekwencjami. Jednak, gdy zaczyna się to przeradzać w niechęć i złość wobec uchodźców, to pora bić na alarm zanim zacznie narastać nienawiść i dojdzie do jakiejś tragedii. Dlatego w dzisiejszym artykule chciałbym przedstawić chłodną ocenę sytuacji wokół Ukrainy i jej obywateli.
Najtrudniejsza dla ludzi w kraju będącego celem napływu uchodźców jest akceptacja obcokrajowców często stających się naszymi sąsiadami. Jeśli nawet nie mamy problemu z innością przeciętnego Ukraińca, to najczęściej spotykamy tych bogatych jeżdżących drogimi samochodami. Jest to oczywiste, bo głównie takich było stać na ucieczkę przed wojną. Wywołuje to zrozumiały niesmak, ale to państwo ukraińskie powinno ścigać swoich obywateli uchylających się od obrony ojczyzny. Często też możemy spotkać roszczeniowe postawy Ukraińców. Jednak to polskie władze decydują, jakiej pomocy udzielają naszym gościom i być może rozpieściły ich. Przecież dopiero przed nadchodzącym rokiem szkolnym pomyślano o tym, żeby uzależnić wypłatę 800+ Ukraińcom od tego, czy ich dzieci realizują obowiązek szkolny w Polsce. Znane u nas powiedzenie mówi: „jak dają to bierz, jak biją to uciekaj”. Widocznie uchodźcy z Ukrainy wychodzili z tego samego założenia i chętnie korzystali z hojności polskich władz. Nie można mieć pewności, że Polacy na uchodźstwie nie zachowywaliby się podobnie. Na pewno różnice w postawach byłyby tak samo zauważalne a te negatywne bardziej rzucałyby się w oczy.
Kolejną kontrowersją, jeśli chodzi o Ukrainę jest brak pozytywnych gestów tego państwa w kwestii pamięci o rzezi wołyńskiej. To wraz z niechęcią do burzenia pomników żołnierzy UPA będących zbrodniarzami może sprawiać wrażenie niewdzięczności, mimo ogromnej pomocy. Tu należy przyznać, że polskie władze podchodzą do sprawy zbyt lekkomyślnie. Tak jakby uznawały, że póki trwa wojna nie należy poruszać trudnych kwestii w relacjach między oboma państwami. Tymczasem jest wręcz przeciwnie. To teraz istnieje najlepszy moment, żeby coś wywalczyć. Później pojawią się nowe problemy i strona ukraińska będzie odwlekać sprawę w nieskończoność. Poza tym, im dłużej trwa wojna, tym trudniej będzie uświadomić społeczeństwu ukraińskiemu zbrodnie banderowców. Natomiast kompletną bzdurą są sugestie, że jeszcze będziemy mieć problem z Ukrainą przez ich nacjonalistów. Naprawdę zapłacili już wystarczającą cenę za wbijanie noża w plecy Polaków a w ostatnich latach nasza pomoc dla nich jest bezprecedensowa w historii. Tylko kompletny szaleniec wywołałby konflikt w takiej sytuacji. Łatwo zapominamy, że sami mamy w Polsce kult żołnierzy wyklętych, wśród których nie brakowało zbrodniarzy mordujących Białorusinów, Litwinów i Ukraińców. W Polsce też nie mamy problemu z gloryfikowaniem zbrodniarzy, przecież prezydent Bronisław Komorowski (szokujące) ustanowił dzień pamięci żołnierzy wyklętych. Czy mamy podstawy, by myśleć, że społeczeństwo ukraińskie nie obróciłoby się przeciwko władzy, która spróbowałaby odebrać im bohaterów?
W niektórych może budzić niezrozumienie, dlaczego Ukraina nie chce usiąść do negocjacji pokojowych i oszczędzić życie swoich licznych obywateli. Po pierwsze Rosja co jakiś czas wyraża chęć negocjowania a za chwilę dokonuje ataku na infrastrukturę cywilną wroga, więc trudno mówić o szczerości intencji. Po drugie warunki stawiane przez Putina są nie do przyjęcia przez Ukraińców. O ile neutralność ich kraju przy silnych gwarancjach bezpieczeństwa ze strony państw Zachodu jest czymś, o czym można by pomyśleć, to o oddaniu części terytorium nie może być mowy. Dobrze wiadomo, co Rosjanie robią na terenach okupowanych. Dla ludzi czujących się Ukraińcami oznaczałoby to co najmniej wynarodowienie. Poza tym taka decyzja może zasugerować innym państwom, że warto dokonywać agresji, bo przy zajęciu część terytorium napadniętego będą mogły liczyć na zachowanie zdobyczy. Wtedy tylko czekać inwazji Chin na Tajwan, Serbii na Kosowo a może nawet Korei Północnej na Południową. Poza tym strona rosyjska domaga się zniesienia sankcji. Zatem wywołanie wojny miałoby pozostać bez kary. Nie ma też pewności, że Rosja zachęcona swoim osiągnięciem, nie będzie chciała za jakiś czas sięgnąć po kolejne tereny Ukrainy.
Niepokój może wywoływać fakt rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Ukrainą przez Unię Europejską. Kraj ten bez wątpienia nie jest w chwili obecnej gotowy do stania się członkiem UE głównie ze względu na oligarchię i idącą za nią gigantyczną korupcję. Dodatkowo specyfika tamtejszego rolnictwa (ogromne gospodarstwa i dużo niższe normy fitosanitarne) stanowi zagrożenie dla innych gospodarek unijnych. Jednak z pewnością nie zostanie do niej przyjęta, jeśli nie będzie na to w pełni gotowa a interesy pozostałych państw odpowiednio zabezpieczone. Przykład Gruzji, z którą zawieszono negocjacje z powodu kontrowersyjnej ustawy pokazuje, że w każdym momencie można zatrzymać cały proces. Właściwie przeprowadzona integracja z Ukrainą może być dla Zjednoczonej Europy bardzo korzystna. Jeśli nowemu państwu członkowskiemu przyznamy rolę żywiciela Wspólnoty inne kraje będą mogły rozwinąć inne gałęzie gospodarki niż rolnictwo.
Nikt nie musi kochać Ukrainy. Jest wiele powodów, dla których można czuć niechęć wobec niej i jej obywateli: zaszłości historyczne, coraz większe żądania, brak mocnych gestów wdzięczności i wszechobecna korupcja u naszego wschodniego sąsiada. Jednak nie jest to kwestia sympatii czy antypatii, a zwykłego człowieczeństwa i poczucia sprawiedliwości. Nawet jeśli Rosja nie popełniłaby tych wszystkich zbrodni (często podważanych), to wciąż byłaby agresorem. Agresja mająca nawet swoje podstawy, ale nie sprowokowana bezpośrednio także jest godna potępienia. Nie ma też znaczenia, że po drugiej stronie są między innymi Amerykanie, którzy sami wywołali kilka wojen. W czasie II wojny światowej nikt z Aliantów nie zastanawiał się nad tym, co USA robiły w swoim regionie tylko ramię w ramię walczyli z Nazistami. Słowem, nie wszystko, co robią Jankesi jest z gruntu złe.
Sondaże wskazujące na to, że Europejczycy chcą dalszego wspierania Ukrainy mimo braku wiary w jej zwycięstwo, najlepiej świadczą o tym, że to coś więcej niż czysta logika i przyjaźń.