Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Unia a sprawa chińska

Chińska gospodarka coraz bardziej rośnie w siłę. Według niektórych ekonomistów już prześcignęła amerykańską pod względem nominalnego PKB. Budzi to w Stanach Zjednoczonych coraz większy niepokój a ich politycy nie zwykli spokojnie patrzeć, gdy ktoś zaczyna zagrażać ojczyźnie w jakikolwiek sposób. Jak to zwykle bywa z prężnie rozwijającymi się państwami, w Chińczykach rodzą się imperialne zapędy. Tymczasem Unia Europejska stoi przed historycznym wyzwaniem odbudowy gospodarki po pandemii i przemodelowania jej w świetle decyzji o stopniowej rezygnacji z rosyjskich surowców energetycznych. Musi przy tym uwzględnić dobro planety i zadbać o to, żeby rozwój ekonomiczny Wspólnoty wreszcie wystrzelił ostro w górę. W tym kontekście niezwykle ważne będzie ułożenie sobie relacji ze wschodzącą potęgą Chin. Jak należy to zrobić, żeby obie strony były usatysfakcjonowane a Świat zaznał pokoju?

Trzeba zacząć od tego, że oczywistą wątpliwość budzi to, czy współpraca z autorytarnym państwem jest bezpieczna. Wynika to ze złych doświadczeń z Rosją, która mimo silnych powiązań gospodarczych z Europą nie miała problemu w wywołaniu wojny na Ukrainie i narażeniu się na stratę ważnego rynku dla eksportu ropy i gazu. Po pierwsze Chiny w przeciwieństwie do swojego ogromnego sąsiada są wielką, starożytną cywilizacją, a nie zlepkiem ludów odmiennego pochodzenia. Dla ludzi Dalekiego Wschodu wojna jest zupełną ostatecznością. Zwycięstwo poprzez użycie przemocy nie spotyka się z powszechnym uznaniem. Ceni się za to rozwiązywanie konfliktów za pomocą inteligencji i sprytu. Są wręcz do bólu pragmatyczni. Zatem wojna, zwłaszcza brutalna, jest praktycznie niemożliwa. No chyba, że Zachód, a w szczególności Amerykanie, wciąż będą podpuszczać Tajwan do dążeń niepodległościowych. Wtedy Chiny nie będą miały wyboru.
A współpraca z Rosją? Nie ma dowodów, że udzielają jej wsparcia militarnego. Tak samo jak Stany Zjednoczone grają na osłabienia Rosji, z tymże Chińczycy próbują przy tym ugrać coś dla siebie i korzystają z bardzo tanich surowców energetycznych. Państwo Środka jest jednym, które może bez lęku patrzeć na Rosjan z góry, bo Ci są od niego uzależnieni gospodarczo. Chiny dostarczają im podstawowych produktów, gdy wszystkie inne kraje silnie rozwinięte ekonomicznie odwróciły się od Rosji. To pierwsze co UE mogłaby mądrze wykorzystać.

Zanalizujmy, jak to naprawdę jest z tymi Chinami. Istnieje powszechne przekonanie, że panuje tam jakiś straszny zamordyzm. Tymczasem obywatele świadomie rezygnują z pełni wolności dla większego bezpieczeństwa i zwykłej, codziennej wygody. Dzięki udostępnianiu swojego wizerunku i danych osobowych łatwiejsze staje się robienie zakupów czy zamawianie taksówki. Zapewnia to też olbrzymią bazę danych niezbędną dla rozwoju sztucznej inteligencji. Nie jest też tak, że system kontroli obywateli wcale nie działa tak, iż w momencie popełnienia przestępstwa dochodzi do zatrzymania. Jednak, gdy państwo decyduje się na jakieś niepopularne kroki, ludzie nie milczą.

Panuje stereotyp chińskich tanich produktów o wątpliwej jakości. Oczywiście na początku przemian gospodarczych w Państwie Środka przemysł opierał się na masowej, szybkiej i przede wszystkim taniej produkcji. Jej owocami przez lata zalewali rynki amerykański i krajów europejskich. Jednak z czasem udoskonalili proces wytwarzania i dziś mają wysoką technologię a produkty z Chin są coraz bardziej cenione na świecie. Chińskie byle co to już melodia przeszłości. Ostatnio nawet Chińczycy rzucili wyzwanie Airbusowi i Boeingowi.

Trzeba zrozumieć, że musi istnieć jakieś drugie mocarstwo równoważące siłę Stanów Zjednoczonych. Istnienie hegemona zawsze będzie prowadzić do dyskryminacji mniejszych. Państwa Trzeciego Świata są rozczarowane współpracą z Zachodem, mają dość narzucania im jego wartości i szukają sojuszników wśród reżimów autorytarnych. Błędem jest jednak postrzeganie Rosji jako tej, która przyniesie równowagę i sprawiedliwość. Przecież sama kolonizowała Kaukaz czy Daleki Wschód a poza tym ciągle próbuje narzucać innym państwom swoją wizję świata i polityki. Jednak potencjał Chin jako mocarstwa równoważącego wpływy Stanów Zjednoczonych jest dużo większy. Nie tylko dzięki drugiej największej gospodarce świata, ale też zupełnemu brakowi skompromitowania na tak zwanym globalnym południu. Chińczykom zależy jedynie na interesach, a nie propagowaniu swojego systemu rządzenia.

Historia relacji amerykańsko-chińskich bardzo przypomina stosunki Stanów Zjednoczonych i Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni również w pewnym momencie prześcignął gospodarkę USA. PKB było niemal dwukrotnie wyższe a wśród dziesięciu największych banków na wszystkie były japońskie. Amerykanie nie zamierzali na to biernie patrzeć i w 1985 roku pod groźbą wprowadzenia ceł importowych zmusiła Japonię oraz równie bezczelnie rozwijające się Niemcy do zmniejszenia wartości swoich walut w stosunku do dolara poprzez obniżenie stóp procentowych. Miało to ograniczyć napływ tanich towarów z tych krajów na rynek USA. RFN – owi krok ten nie zaszkodził, a wręcz zwiększył eksport dzięki nowym jego kierunkom. Natomiast dla Japonii oznaczało to początek końca prosperity. Niskie ceny mieszkań doprowadziły do powstania bańki nieruchomości, która szybko pękła. Japońska gospodarka szybko straciła pozycję lidera a niedługo potem wyprzedziły ją Chiny. Paradoksem jest to, że gospodarka Japonii urosła przy wydatnym wsparciu Stanów Zjednoczonych. Po zakończeniu okupacji w wyniku II wojny światowej Amerykanie zaczęli tam mocno inwestować, otworzyli swój rynek na japońskie produkty i przymykali oko na nieuczciwe praktyki handlowe. Kraj Kwitnącej Wiśni był niezwykle ważny dla Stanów Zjednoczonych w czasie zimnej wojny jako najludniejsze państwo niekomunistyczne w regionie Azji Wschodniej. Gdy upadł Związek Radziecki Japonia przestała być potrzebna a na dodatek rzuciła wyzwanie amerykańskiej gospodarce. Musiała za to wszystko zapłacić rachunek. Podobnie było z Chinami. Może USA nie napompowała ich tak jak Japonii, ale bez otwarcia się na Państwo Środka nie byłoby chińskiego sukcesu gospodarczego. To też wynikało z interesu. Współpraca z Chinami miała doprowadzić do osłabienia Sowietów. Udało się to, ale przyszedł moment, gdy także Chińczycy wymknęli się spod kontroli i dziś w oczy USA zajrzało widmo bycia dopiero drugą gospodarką świata. Najzabawniejsze jest to, że krytykując zarzucają Państwo Środku te same rzeczy, na które pozwalali Japończykom. Jako Europa musimy zastanowić się, czy chcemy brać udział w dławieniu kolejnej, prężnie rozwijającej się gospodarki dla dobra Wujka Sama. Na pewno będzie miało to miejsce, gdy Donald Trump wróci na stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tymczasem UE musi skoncentrować się na nadaniu własnej gospodarce impulsu rozwojowego.

Przejdźmy do stosunków ekonomicznych między UE a Chinami. Unia myśli o zwiększeniu produkcji baterii do samochodów. Jednak, by to utrzymać potrzebuje dobrych relacji z Chinami, bo te posiadają największe złoża tzw. metali ziem rzadkich, głównie litu bardzo potrzebnego w elektromobilności. Stanowi to pole do współpracy z Chinami. Poza tym dużego potencjału UE upatruje się także w sztucznej inteligencji. Ma przewagę nad Stanami Zjednoczonymi, jeśli chodzi o liczbę firm opracowujące oprogramowanie darmowo udostępniane użytkownikom w internecie. Uważa się jednak, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Głównie dlatego, że rynek usług cyfrowych w UE wciąż nie jest jednolity. Nie ma jednego systemu prawa własności intelektualnej a w każdym państwie są inne zasady licencjonowania treści i ochrony danych osobowych. Chiny natomiast od dawna zbierają dane potrzebne do rozwoju sztucznej inteligencji. Nie brakuje głosów, że Unię Europejską i Chiny łączy więcej zbieżnych interesów gospodarczych niż oba te podmioty z USA.

Oczywiście nie brakuje spornych kwestii gospodarczych między Chinami a Unią Europejską. Największe kontrowersje wywołuje sprawa samochodów elektrycznych. UE zarzuca chińskiemu rządowi, że ten dofinansowuje producentów elektryków i dzięki temu są one bardzo tanie. Państwo Środka zyskuje nieuczciwą przewagę i zalewa rynek europejski swoimi samochodami elektrycznymi. W odpowiedzi na tę praktykę kraje członkowskie nałożyły wspólnie cła importowe na wspomniane pojazdy. Na razie są one tymczasowe, ale niedługo ma zapaść decyzja, czy wprowadzić je na stałe. Strona unijna zarzeka się, że to nie jest kara dla Chin, a próba zrównoważenia skutków wspomnianych dotacji. Cła (38%) też nie są specjalnie wysokie w porównaniu do nakładanych na Chiny przez inne państwa (Kanada i USA 100%). Niemniej we wrześniu Chińczycy złożyli skargę na UE do Światowej Organizacji Handlu. Sugeruje się jednak, że Unia zamiast stosować środki odwetowe powinna skupić się na tym, żeby rozwinąć własny sektor elektromobilności a nawet sama powinna używać instrumenty protekcjonizmu gospodarczego jak Chiny czy Stany Zjednoczone. Inaczej nie będzie mieć szans w konkurencji z tymi państwami. Podobny los co sektor elektryków może spotkać chińskie firmy prowadzące handel w internecie Shein i Temu, słynące z niskich cen. UE ma także zastrzeżenia do TikToka. Zarzuca się mu nie przestrzeganie unijnych przepisów dotyczących ochrony nieletnich użytkowników czy słabą kontrolę szkodliwych treści. Doszło nawet do tego, że Chińczycy wycofali z unijnego pokrewną aplikację TikTok Lite. Jej działanie polega na tym, że za aktywność Przyznawane są punkty wymieniane na nagrody, co niewątpliwie wzmacnia efekt uzależniający. Wspomniana decyzja jest pokłosiem postępowania UE przeciw producentowi aplikacji. Funkcjonowanie TikTok Lite stanowiło jawne naruszenie prawa cyfrowego Unii Europejskiej.

Uważam, że w przypadku powrotu Trumpa do Białego Domu Unia Europejska powinna zbliżyć się z Chinami. Podkreślam, że musi zajść wspomniany warunek. Współpraca na równych warunkach z przewidywalnymi USA jest dla nas najlepszą opcją. Gdyby jednak doszło tam do zmiany władzy, Państwo Środka będzie ostatnią nadzieją na powstrzymanie Putina, przynajmniej przed użyciem broni atomowej. UE musiałaby przystąpić do negocjacji póki mamy jakieś przewagi i możemy stawiać warunki jak Chiny Rosji, a nie tak jak my w przypadku tego drugiego państwa. W negocjacjach należałoby na wstępie odpuścić w sprawie Hongkongu, nie dążyć do zmiany statusu Tajwanu i przycisnąć w kwestii Ujgurów. Stany Zjednoczone nigdy nie pozwolą na to, żeby ktoś prześcignął je pod względem gospodarczym, co pokazała historia Japonii. Zatem Chińczycy będą mocno potrzebować silnych partnerów. Nam jako Unii także grozi wypowiedzenie wojny handlowej przez Trumpa. Na dwa fronty jeszcze nikt nie wygrał.

Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień, czyli okrągła rocznica Polski w UE

Polska w UE i UE w Polsce

Właśnie minęły dwie dekady od najważniejszego, pozytywnego wydarzenia w historii współczesnej Polski. Aż trudno uwierzyć, że minęło już tyle lat naszego członkostwa w Unii Europejskiej, jedynej organizacji międzynarodowej, która przekształciła się w coś więcej. Nie ma w świecie drugiego przypadku ścisłej integracji tak wielu niepodległych państw. 1 maja 2004 roku spełniło się marzenie przynajmniej dwóch pokoleń Polaków. Dumę czułby każdy, kto żył w czasach zaborów z sentymentem do pierwszych unii, które nasz kraj tworzył z Litwą. Dzięki UE rozwinęliśmy się przede wszystkim gospodarczo i infrastrukturalnie w sposób nieosiągalny w innych okolicznościach. Z szarego postkomunistycznego kraju, który można jeszcze pamiętać z lat dziewięćdziesiątych Polska stała się kolorowym coraz lepiej prosperującym europejskim prymusem rozwoju ekonomicznego. Eksperci mówią, że możemy niedługo prześcignąć Holandię pod względem ogólnego PKB. Całkiem realne jest też wygranie wyścigu z Hiszpanią. Porzućmy jednak mrzonki o gonieniu Francji i Niemiec, bo to naprawdę inna liga. Oczywiście jest jeszcze bardzo dużo do poprawienia. Trzeba wreszcie przeprowadzić realne reformy sądownictwa i służby zdrowia. Ktoś powinien też w końcu zaproponować rozsądną politykę socjalną. Wciąż nie wszystkie regiony Polski rozwijają się tak jak mogłyby i powinny.  Oprócz niemal odwiecznych problemów pojawiają się nowe wyzwania: nadchodzący kryzys demograficzny, rosnące ceny energii i coraz mniejsza dostępność mieszkań. A więc: do przodu Polsko!  

Niestety wciąż jeszcze czeka nas długa droga mentalnego dostosowywania się do Zachodu. Nie, nie chodzi o wyrzeczenie się swojej tożsamości i porzucenie wartości chrześcijańskich, akceptowanie “dewiacji” czy uznawanie prawa do “mordowania” chorych, niepełnosprawnych, starych i nie narodzonych dzieci. Po prostu musimy nauczyć się prawdziwie cenić demokrację i zrozumie, że praworządność jest jej nieodłącznym elementem a prawa człowieka nie mogą być ograniczane z żadnego powodu, już na pewno nie ze względu na płeć, pochodzenie, religię, rasę czy orientację seksualną. Należałoby też przestać tolerować jakąkolwiek ingerencję Kościoła w politykę państwa i przymykać oko na przestępstwa ludzi władzy.  Bez tego wszystkiego nigdy nie staniemy się pełnoprawnymi członkami Zachodu. Na szczęście w ostatnich latach można zaobserwować zmiany mentalności polskiego społeczeństwa, wbrew zbyt konserwatywnym politykom, Niemniej w umysłach wciąż daleko nam do Zachodu.  

Tak się składa, że za kilka tygodni w całej Unii wybierani będą przez obywateli poszczególnych państw członkowskich ich przedstawiciele do Parlamentu Europejskiego. Rocznica to dobra okazja, żeby odnieść się do tej kwestii. W tym roku stawka wyborów jest niebagatelna i oby nigdy więcej nie była tak wysoka. 6 czerwca będziemy współdecydować o tym, czy swoją reprezentację w PE zwiększą siły jawnie, skrycie, umyślnie czy nieumyślne służące interesom naszych wrogów. Ja rozumiem krytykę pod adresem UE i sygnalizowane potrzeb gruntownych czasem zmian. Jednak, parafrazując to, co już kiedyś pisałem, z powodu nawet licznych usterek domu nie należy od razu wjeżdżać buldożerem. Tymczasem znaczna grupa tzw.  eurosceptyków pod płaszczykiem prawdziwej troski o Europę, jej kraje i wspólne wartości, chcą osłabić Unię, a przynajmniej cofnąć w rozwoju. Tacy politycy tak naprawdę chcą móc robić, co im się żywnie podoba ze swoimi krajami i ich obywatelami bez żadnej kontroli. Tylko, że długofalowo z osłabienia instytucji unijnych będzie się cieszyć jedynie pewna osoba na Kremlu powoli uzależniająca się od szampana. Niby skrajna prawica przestała umieszczać wśród swoich postulatów opuszczenie Wspólnoty przez dane państwo, ale np. niemiecka AFD chce rozwiązania Unii i stworzenia luźnego związku państw naprawdę służącego tylko najsilniejszym. Takie zachowania i pomysły w obecnej sytuacji międzynarodowej zakrawają na oznaki zdrady. Bez prawdziwej jedności nie powstrzymamy zbrodniczych zapędów Rosji, nie uchronimy się przed katastrofą klimatyczną, nie pokonamy kolejnej pandemii i nie zapobiegniemy wzrostowi chińskich wpływów na kontynencie. Insieme, united, united Europe! 

Anglosasi to niemal inna cywilizacja

Nieoficjalna flaga anglosaska

Od jakiegoś czasu zastanawiam się, dlaczego Polska wciąż woli współpracować ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią, a nie bliższymi geograficznie Francją i Niemcami. Ma to oczywiście bardzo silne uzasadnienie historyczne. Po I wojnie światowej Stany Zjednoczone ustami swojego ówczesnego prezydenta Woodrowa Wilsona jako pierwsze zaznaczyły potrzebę utworzenia państwa polskiego. To Anglosasi udzieli nam największego wsparcia w czasie II wojny światowej, podczas gdy Niemcy byli naszymi odwiecznymi wrogami a Francja musiała martwić się o własne przetrwanie. Również podczas zimnej wojny Amerykanie i Brytyjczycy włożyli najwięcej wysiłku w pomoc polskiemu społeczeństwu, żeby wyrwało się ze szponów Związku Radzieckiego. Nie bez znaczenia jest także niezwykle liczna Polonia w tych dwóch państwach.
Jednak już od przynajmniej dziewiętnastu lat więcej łączy nas z partnerami w ramach Trójkąta Weimarskiego (Francja i Niemcy). Po Brexicie bliskie relacje z Wielką Brytanią kompletnie nie mają sensu. Współpraca wojskowa jest obecnie bardzo potrzebna, ale ona nie wymaga aż tak rozwiniętego partnerstwa. W niniejszym tekście chciałbym przedstawić argumenty wskazujące na to, co dzieli nas z Anglosasami. Ponieważ o Stanach Zjednoczonych napisałem już wiele, dziś skupię się na Wielkiej Brytanii.

Państwa Europy kontynentalnej i Wielką Brytanię wbrew pozorom różni naprawdę dużo. Podzielamy zamiłowanie do demokracji, praw człowieka i wolnego rynku, ale istnieje wiele różnic. Po pierwsze w Zjednoczonym Królestwie obowiązuje anglosaski system prawny oparty na prawie precedensowym, czyli taki, w którym wyroki zapadają na podstawie wcześniejszych, podobnych orzeczeń sądów lub same stają się precedensami. W pozostałej części Europy mamy do czynienia z prawem stanowionym bazującym na tym, co zostało zapisane w aktach prawnych.
Również podejście do gospodarki w Wielkiej Brytanii jest inne niż na kontynencie. Anglosaskie to kapitalizm w najbardziej krwiożerczej wersji, w której nie liczy się nic oprócz zysku, czego dobitnie doświadczały brytyjskie kolonie. Reszta Europy jest bardziej socjalna. W Niemczech narodziła się koncepcja państwa opiekuńczego i stworzono pierwszy na świecie powszechny, państwowy system ubezpieczeń społecznych. We Francji co i rusz wybucha bunt obywateli wobec władzy, która próbuje odebrać im przywileje socjalne. O wręcz socjalistycznej Skandynawii nie ma już nawet co wspominać. Tymczasem w Polsce od lat odbywa się cicha prywatyzacja służby zdrowia i edukacji. Polacy są wśród narodów, które najbardziej cenią sobie kapitalizm. Najdobitniej pokazują to wyniki Nowej Lewicy w ostatnich wyborach parlamentarnych. Polski rząd, aby podlizać się Amerykanom, blokuje ustanowienie na poziomie unijnym podatku dla gigantów cyfrowych.
Sytuacja nauczycieli oraz ich relacje z uczniami i rodzicami do złudzenia przypominają standardy amerykańskie. Dobrze, że w pewnym momencie zatrzymano pomysł specjalizowania się młodzieży po pierwszej klasie liceum, bo i niedługo nasi uczniowie nie wiedzieliby, gdzie leżą USA.

Kolejną różnicą jest to, że Wielka Brytania wciąż czuje się imperium, czego najjaskrawszym przejawem jest przedbrexitowe przekonanie, że doskonale poradzą sobie bez Unii Europejskiej dzięki bliskim relacjom z byłymi koloniami. Czas pokazał, że nic nie idzie zgodnie z planem. Podczas, gdy Francja wycofuje wojsko z byłych kolonii a Niemcy przepraszają Namibię i Tanzanię za swoje zbrodnie, Brytyjczycy wciąż nie potrafią wyrzec się snów o potędze i nie chcą oddawać dzieł sztuki zrabowanych w czasach Imperium. Trzeba też pamiętać o innym systemie miar i wag oraz ruchu lewostronnym, ale ma to znaczenia jedynie symboliczne.

Jeśli myślimy o narodach, które mają najwięcej na sumieniu, w naszej głowie pojawiają się głównie Niemcy, Rosjanie i Japończycy. Jednak o zbrodniach Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych bardzo mało się mówi, choć miały one miejsce. O złu, które wyrządzili Amerykanie pisałem już tutaj i tutaj. Natomiast Brytyjczycy w dziewiętnastym wieku w ramach wymiany handlowej sprzedawali Chinom opium w zamian za herbatę, jedwab, czy ryż. Doprowadziło to do uzależnienia się milionów Chińczyków i masowych śmierci. W latach 1857-1859 brutalnie stłumiono powstanie Sipajów – Hindusów służących Wielkiej Brytanii. To Brytyjczycy stworzyli pierwsze obozy koncentracyjne, w których przetrzymywali Burów (zachodnioeuropejskich osadników w południowej Afryce zasiedlających te ziemie przed ich przejęciem przez Zjednoczone Królestwo) sprzeciwiających się brytyjskiemu podbojowi. Wiele państw ma bardzo negatywne wspomnienia kolonializowania ich przez Wielką Brytanię. Może nie były to brutalne mordy, ale Zjednoczone Królestwo ma swoje na sumieniu. Nie do końca wyjaśnione są też związki rodziny królewskiej z Nazistami. Oczywiście uważam, że zaszłości historyczne nie powinny mieć znaczenia dla dzisiejszej współpracy. Każde państwo ma ciemne karty w swojej historii, więc nikt z nikim nie miałby bliskich relacji, gdyśmy brali pod uwagę takie rzeczy. Co było a nie jest nie pisze się w rejestr – mówi stare porzekadło Tymczasem pewnym środowiskom w naszym kraju nie przeszkadza to w ciągłym wypominaniu Niemcom II wojny światowej (z etycznego punktu widzenia nie ma znaczenia komu wyrządzili krzywdę). Jak już się to robi, wszystkich trzeba traktować równo.

W kontekście konferencji Aliantów w Jałcie zwykle mówi się o zdradzeniu Polski przez Zachód i oddaniu nas Stalinowi. Do tego, czy słusznie tak się to określa i jaka była alternatywa, być może odniosę się kiedy indziej. Musimy sobie przypomnieć, kto owej jałtańskiej zdrady dokonał – Stany Zjednoczone i Wielka Brytania! Nawet bardziej to pierwsze państwo, bo brytyjski premier Winston Churchill nie miał złudzeń co do radzieckiego dyktatora. Niemcy były wtedy III Rzeszą a więc agresorem. Natomiast Francja nie została zaproszona do obrad Wielkiej Trójki zapewne dlatego, że nie wszyscy Francuzi i nie od początku stawiali opór nazistom.

Trzeba jeszcze powiedzieć o czymś, o czym rzadko się pamięta a wywarło ogromny wpływ na obecną sytuację w Europie. W 1994 roku Rosja, Stany Zjednoczone, Ukraina i Wielka Brytania podpisały tzw. memorandum budapesztańskie, które miało zapewnić Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa w zamian za oddanie poradzieckiego arsenału nuklearnego. Co z tego wyszło – wszyscy dobrze wiemy. No, ale zwrócimy uwagę, że pod tą umową nie ma podpisu francuskiego ani niemieckiego. Ówczesny prezydent Francji nawet odradzał Ukrainie oddanie broni atomowej.

Współpraca z Niemcami, choć to nasz największy partner handlowy, może budzić kontrowersje w dużej części polskiego społeczeństwa, ale czy obecnie są przeciwwskazania przed współpracą z Francją? Historycznie możemy mówić o jednym, ale poważnym zgrzycie w relacjach. Nie udzieliła nam obiecanego, realnego wsparcia, gdy napadła na nas III Rzesza. Trzeba jednak pamiętać, że była zależna od Wielkiej Brytanii, a ta specjalnie nie kwapiła się do wojny, póki sama nie została zaatakowana. Spotkałem się z pogłoską, że jeszcze za prezydentury Francois’a Hollanda miała plan wielkich inwestycji w Polsce w celu zrównoważenia potęgi Niemiec w Europie. Pierwszym krokiem w stronę bliższej współpracy miała być sprzedaż naszemu krajowi śmigłowców Caracal. Jednak, kiedy PiS doszedł do władzy, kontakt z Francuzami został zerwany. Nową wybraną ofertą była oczywiście amerykańska. Również w przypadku budowy elektrowni atomowej odrzucono francuską propozycję na rzecz pochodzącej z USA. Tymczasem energetyka nuklearna byłaby idealnym punktem wyjścia do wzmocnienia partnerstwa, ponieważ znajdujemy się w grupie państw o pozytywnym podejściu do tego źródła energii, w opozycji do m.in. Niemiec. Często narzeka się, że mamy sprzeczne interesy z Francją i Niemcami, ale kto nam broni je robić? Tymczasem wszelkie próby są sabotowane.

Jak widać nie ma żadnych głębokich podstaw do bardzo bliskich relacji Polski z państwami anglosaskimi. Nie neguję potrzeby silnej współpracy wojskowej, przynajmniej póki trwa wojna za naszą wschodnią granicą. Nie oznacza to jednak, że należy naśladować, jak papuga wszystkie rozwiązania ze wspomnianych krajów. Zamiast oddalać się od serca Europy pod każdym względem, powinniśmy zabiegać o naszą znaczącą rolę w Unii. Pierwszym warunkiem do uzyskania takiej pozycji jest przestrzeganie praworządności. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone nie pomagają nam i naszemu regionowi z dobroci serca, a po prostu od dziesięcioleci mają w tym interes. Jednak któregoś dnia priorytety mogą się diametralnie zmienić. Tak już ten świat jest urządzony. Róbmy więc wszystko, żeby to Francja i Niemcy miały interes w bronieniu nas!

Euromit nr 4 – Unia Europejska służy wyłącznie interesom Niemiec

Często można spotkać opinie mówiące o tym, że istnienie Unii Europejskiej działa na korzyść głównie, a nawet jedynie, państwa niemieckiego. Pojawiają się nawet głosy że to celowe działanie wynika z nieustającego niemieckiego poczucia wyższości nad innymi narodami, a więc jest jakimś spiskiem. O ile w tej mniej radykalnej tezie jest duża doza prawdy, ta druga stanowi ogromne nadużycie. Chciałbym więc w dzisiejszym wpisie wyjaśnić tę kwestię.

Kolejny raz muszę cofnąć się do historii początków integracji europejskiej. Przypomnę, że rdzeniem nowego porządku politycznego w Europie była (i wydaje się, że musiała być) współpraca odwiecznych wrogów Francji i Niemiec.

Dlatego tez oczywistym jest, że te dwa państwa mają największy wpływ na ten proces i czerpią największe korzyści. Dlaczego pozycja Niemiec wygląda na odrobinę silniejszą? Odpowiedź na tę kwestię także może być oczywista. Aby to wyjaśnić musimy wrócić do jeszcze wcześniejszych czasów. Jedną z głównych przyczyn II Wojny Światowej był kryzys gospodarczy, który nawiedził Europę w latach 20 i 30 ubiegłego wieku. Niemcy bardzo na nim ucierpiały. Kryzys w tak dużym kraju musiał być bardzo dotkliwy. Stał się on przyczyną dużego niezadowolenia społecznego. Wtedy Adolf Hitler i jego zwolennicy postanowili, jak to często się zdarzało i nadal zdarza, wykorzystać zaistniałą sytuację do celów politycznych. Pod płaszczykiem chęci poprawienia sytuacji Niemców wprowadzili chorą ideologię i wywołali niewyobrażalny konflikt, który szybko rozszerzył się na cały świat. Wmówili obywatelom, że pogorszenie statusu ich życia wynika z działań wówczas rządzących polityków, „niesprawiedliwego” traktowania Niemiec przez państwa zwycięskie w I Wojnie Światowej i „ogromnej chciwości” obywateli pochodzenia żydowskiego. W ten sposób naziści doszli do władzy i bezwzględnie zrealizowali swoje idee.

Nic więc dziwnego, że aby na nowo wprowadzić w Europie ład, trzeba było na początek zdecydować o sprawie niemieckiej. Kraj ten rozbrojono, zdenazyfikowano 1 i zdecentralizowano. Potem, gdy demokratyczna Europa była pewna, że przynajmniej na razie ze strony Niemiec nie grozi niebezpieczeństwo, chciano utrzymać ten stan na jak najdłużej a może i na zawsze. Oczywistym wydawało się, że nowe państwo niemieckie musi być silne ekonomicznie, by nikt nie wykorzystał biedy do celów politycznych. Wtedy to postanowiono połączyć ciężkoprzemysłowe gospodarki właśnie Francji i Niemiec, żeby nie zbroiły się bez wzajemnej kontroli. Jednak przecież nie odbudowano by zaufania niedawnych wrogów bez wsparcia dla tej idei ze strony rządów i obywateli. Dziś Niemcy są wzorem rozwoju: gospodarczego, społecznego i politycznego. Z pewnością wynika to z wysysanego z mlekiem matki porządku zwanego po niemiecku „ordnung”. Co prawda ta sama cecha narodu niemieckiego sprawiła, że podporządkował się on nazistom, ale też umożliwiła stworzenie silnego, lecz demokratycznego państwa. Jeszcze raz powtórzę, niemożliwe byłoby to bez mocnych podstaw ekonomicznych.

Jak widać niezwykle silna pozycja Niemiec w Unii Europejskiej nie wynika wcale z mocarstwowych ambicji tego kraju, nie jest żadnym podstępem. Wynika to po prostu z historii, konieczności zapewnienia Europie pokoju i dobrobytu a także typowych cech charakteru Niemców.  Z resztą, jak powiedział Kazimierz Pawlak „w demokracji też ktoś musi dyrygować”. Przecież z czasem także inne kraje Starego Kontynentu zaczęły się rozwijać w niesamowitym tempie. Także nasz kraj w ubiegłym roku dołączył do grona państw rozwiniętych. W niedługim czasie powinny do nas dołączyć inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Każdy z członków Unii Europejskiej tak usilnie dążąc do wejścia w szeregi Zjednoczonej Europy był świadom silnej pozycji Niemiec. Bez powojennych dobrze rozwiniętych Niemiec prawdopodobnie nasz kontynent nie byłby w tak dobrej kondycji.

1 Zdelegalizowano partie nazistowskie