Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Euromit nr 21 – Wprowadzenie euro oznacza automatyczny wzrost cen

Wspólna europejska waluta

Chyba żadna kwestia związana z ekonomicznymi aspektami naszego członkostwa w Unii Europejskiej, nie budzi tak gorących emocji, jak to, czy Polska powinna przyjąć euro. Opinie ekonomistów w tej sprawie są skrajnie różne. Główną obawą jest to, że po wprowadzeniu wspólnej europejskiej waluty wzrosną ceny. Dziś ocenimy, czy musi się tak stać. Przy okazji odpowiem na pytanie o celowość wejścia Polski do strefy euro.

Pomysł wspólnej europejskiej waluty narodził się w latach siedemdziesiątych. W 1979 roku powstał Europejski System Walutowy, którego głównym elementem jest mechanizm kursów walutowych (ERM). Jego zadaniem jest wzajemne stabilizowanie kursów walutowych państw członkowskich Unii Europejskiej. W 1981 roku wprowadzono Europejską Jednostkę Walutową (European Currency Unit), która była jednostką rozliczeniową między członkami Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej. Jednak kluczowym krokiem było ustanowienie przez Traktat z Maastricht unii gospodarczej i walutowej oraz zapisanie w nim dążenia do wspólnej waluty. Euro zostało wprowadzone w 1999 roku w formie bezgotówkowej, a w 2002 roku weszło do obiegu. Państwami założycielskimi strefy euro były: Austria, Belgia, Finlandia, Francja, Grecja, Holandia, Hiszpania, Irlandia, Luksemburg, Niemcy, Portugalia i Włochy oraz małe państwa nie będące członkami UE – Andora, Monako, San Marino i Watykan. Dziś wspólna europejska waluta obecna jest w dwudziestu państwach (od 2007 roku Słowenia, od 2008 roku Cypr i Malta, od 2009 roku Słowacja, od 2011 roku Estonia, od 2014 roku Łotwa, od 2015 roku Litwa). Jak wiadomo, nigdy nie przyjęła jej Wielka Brytania kiedyś będąca w UE. Euro używane jest także w Czarnogórze i Kosowie, które nie są członkami Unii, ale w przeciwieństwie do już wymienionych państw o podobnym statusie – nie należą do unii gospodarczej i walutowej. Ostatnim państwem, które przyjęło wspólną europejską walutę jest Chorwacja (1 stycznia 2023 roku). W kolejce czeka już Bułgaria, która prawdopodobnie wprowadzi euro 1 stycznia 2024 roku. Dziś, po dwudziestu jeden latach funkcjonowania, euro jest popierane przez 81% Europejczyków.

Zaczynając rozważania na temat euro w Polsce należy podkreślić, że nasz kraj w traktacie akcesyjnym zobowiązał się do przyjęcia wspólnej europejskiej waluty kiedyś w przyszłości. Jedynie Dania wynegocjowała sobie, że nie będzie musiała tego zrobić (tzw. klauzula opt out). Szwecja jest do tego zobowiązana, ale tak jak w Polsce nie ma tam woli politycznej. Państwo to nie należy do systemu ERM II (zmodyfikowany mechanizm kursów walutowych ustanowiony po wprowadzeniem euro w formie bezgotówkowej), a obywatele wyrazili sprzeciw wobec euro w referendum w 2003 roku. Tymczasem poparcie dla niego w polskim społeczeństwie wynosi obecnie 55%. Pamiętajmy jednak, że wymienione państwa są bardzo bogate i doskonale sobie radzą z własną walutą. Nawet Czechy zaczynają debatę nad wprowadzeniem euro, a Węgry są coraz bliższe zdecydowania się na ten krok.

Następnie należy rozważyć, czy gospodarka naszego kraju jest gotowa na przyjęcie wspólnej europejskiej waluty. Warunki ekonomiczne, jakie musi spełniać państwo, żeby stać się członkiem strefy euro, określają tzw. kryteria konwergencji. Oto one:

– dług publiczny nie może przekraczać 60% PKB

– deficyt budżetowy nie może wynosić więcej niż 3% PKB

– inflacja nie może być wyższa o więcej niż 1,5% od średniej trzech państw o najniższym wskaźniku inflacji

– stopy procentowe (oprocentowanie długoterminowych obligacji skarbowych) mogą być wyższe o maksymalnie 2% od średniej trzech państw o najniższym wskaźniku oprocentowania

– stabilny kurs waluty na przestrzeni dwóch lat – wahania kursu nie mogą przekraczać kursu centralnego o więcej niż 15% w jedną i drugą stronę

Jak wypadają te wskaźniki w przypadku Polski? Dług publiczny za 2022 r. to 48,1%. Deficyt budżetowy sięgnął 3,7% PKB (stan na 3.04.2023 roku). Inflacja w lipcu br. wyniosła 10,28%. Oprocentowanie długoterminowych obligacji skarbowych ustalono na poziomie 5,91%. Od 1 września 2021 roku do 1 września br. najniższy kurs złotego w stosunku do euro wyniósł 4,41 (1 euro kosztowało 4,41 zł), a najwyższy 4,96, czyli różnica wynosi 55 gr. Natomiast 15% z 4,41 zł to 66 gr, a 15% z 4,96 zł to 74 gr, zatem wahania kursu polskiej waluty nie przekraczały dozwolonego limitu. Jednak nie jesteśmy w ERM II, więc złoty nie ma ustalonego sztywnego kursu. Co zaskakujące przy rządzących nami geniuszach ekonomii, jedynym kryterium konwergencji, którego nie wypełnia Polska jest to dotyczące deficytu budżetowego. Wskaźnik jest co prawda stosunkowo niski, ale trzeba pamiętać, że ostatnio praktyką rządu jest nieuwzględnianie pewnych wydatków w budżecie.

W trzecim kroku należy rozważyć, czy wprowadzenie euro w ogóle nam się opłaca. Rezygnacja z własnej waluty jak każda decyzja, niesie za sobą korzyści i straty. Z jednej strony jeszcze prostsze staje się podróżowanie po strefie Schengen, bo nie trzeba wymieniać pieniędzy. Ułatwione jest rozliczanie się w handlu zagranicznym oraz prowadzenie biznesu. Ograniczeniu ulegają wahania kursowe, a stabilna waluta powoduje stabilność całej gospodarki. Trzeba też wziąć pod uwagę kwestie wizerunkowe. Zaufanie inwestorów zagranicznych do Polski będzie większe. Poza tym państwa członkowskie strefy euro mają większy wpływ na politykę monetarną i finansową UE. Ciekawostką jest, że w krajach bałtyckich, które już w komplecie zameldowały się w unii gospodarczej i walutowej, płace rosną szybciej niż w Czechach, Polsce i na Węgrzech. W latach 2014 – 2021 zarobki na Litwie wzrosły o 112,5%, a w Polsce jedynie o 33%.

Z drugiej strony, uczestnictwo w unii gospodarczej i walutowej odbiera bankom centralnym państw członkowskich możliwość wpływania na politykę pieniężną, czyli głównie kształtowanie podaży pieniądza. Tymczasem Polska nie ma euro, ma wpływ na politykę pieniężną, a wskaźnik inflacji drugi najwyższy wśród państw członkowskich Unii Europejskiej (Węgry 17,49%). Wielu ekspertów jest przekonanych o tym, że będąc członkiem strefy euro nie mielibyśmy tak horrendalnego wzrostu cen, a wychodzenie z inflacji byłoby mniej kosztowne. Kontrowersje budzi także fakt, że strefa euro zrzesza gospodarki o różnej strukturze i stopniu rozwoju. W domyśle ma to zaszkodzić państwom na dorobku, a bogate będą jeszcze bardziej zwiększać przewagę. Jednak do tego odniosę się niżej.

Jak już wspomniałem, silne są obawy, że wprowadzenie euro automatycznie spowoduje wzrost cen, co jest doświadczeniem wielu państw. Aby sprawdzić, czy tak się musi stać najlepiej posłużyć się przykładem Chorwacji, która niedawno przyjęła euro. Polscy turyści tak kochający wakacje w tym kraju narzekają, że jest drożej. Jednak my nadal zarabiamy w złotówkach, a Chorwaci już we wspólnej europejskiej walucie. Tymczasem wskaźnik inflacji spadł z 12,7% w grudniu 2022 roku do 12,5% w styczniu 2023 roku a na dziś (sierpień 2023 roku) wskaźnik wynosi 8,4%. Musimy pamiętać o złożoności procesów wpływających na poziom cen. Nie sposób wykazać na liczbach, z czego dokładnie wynika ich wzrost. Należy też wziąć pod uwagę, że niewiele krajów ma zerowy a tym bardziej ujemny wskaźnik inflacji (deflacja), szczególnie teraz w popandemicznym kryzysie i w sytuacji wojny na Ukrainie. Wzrost poziomu cen jest naturalną tendencją wszędzie. Grunt w tym, jak szybkie jest jego tempo i czy nadąża za tym podnoszenie się pensji. Poza tym, nawet jeśli po wejściu do strefy euro dochodzi do wzrostu inflacji, jest on niewielki i przejściowy.

Tyle, jeśli chodzi o czystą ekonomię. Wzrost cen może wynikać z nieuczciwego postępowania sprzedawców, którzy wykorzystali sytuację zmiany waluty do zwiększenia swoich zysków. W Chorwacji dla ukrócenia tej praktyki od września 2022 roku wprowadzono okres przejściowy, podczas którego był obowiązek podawania cen i w euro, i w walucie chorwackiej – kunie. Natomiast wszyscy, którzy do 13 stycznia nie obniżyli bezzasadnie podniesionych cen, mają zostać ukarani.

Z analiz wynika, że na wprowadzeniu euro, jeśli chodzi o wzrost PKB, skorzystały przede wszystkim Niemcy i nieznacznie Holandia. Jednak tak samo, jak w przypadku ogólnych korzyści z członkostwa w Unii Europejskiej, nie należy patrzeć jedynie na suche liczby, Czy w wypadku Polski plusy nie przeważają nad minusami? Żyjemy u kresu epoki bezkrytycznego podejścia do kapitalizmu. Dziś zaczynamy rozumieć, że są ważniejsze rzeczy niż bezustanny rozwój ekonomiczny (środowisko, zdrowie, relacje międzyludzkie czy poczucie bezpieczeństwa). Może opisany w tekście przypadek też do takich należy? Ekonomiści są tak mocno podzieleni w kwestii wspólnej europejskiej waluty, że w rezultacie wszystko sprowadza się do decyzji politycznej. Niemniej jednak, być może trzeba pomyśleć o reformie strefy euro, aby wszystkie państwa całkowicie korzystały na wspólnej walucie.

Oczywiście jestem za tym, żeby Polska przyjęła walutę euro, bo oprócz licznych korzyści jest to krok w kierunku głębszej integracji. Powinno się ją jednak wprowadzić, dopiero gdy będziemy na to gotowi pod względem wskaźników ekonomicznych. Grecja weszła do strefy euro na podstawie sfałszowanych danych i wszyscy wiemy, jak to się skończyło. Mam jednak przekonanie, że opcja rządząca sprzeciwia się zmianie polskiej waluty jedynie ze względów ideologicznych. Wszak bez wątpienia własna waluta jest niezbędnym atrybutem dziewiętnastowiecznie pojmowanej suwerenności. W końcu Prezes Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński zapowiedział, że za jego kadencji nie będzie u nas wspólnej europejskiej waluty. Tak czy siak, nasz kraj w końcu znajdzie się w strefie euro, ale w mojej opinii nie stanie się to w najbliższych kilku latach. Zresztą według ekspertów będzie to długotrwały proces wymagający licznych przygotowań (trzeba wypełnić także wymogi prawne i instytucjonalne) i może sięgnąć nawet ośmiu lat. Ich zdaniem Polska wymaga wielu reform m. in. emerytalnej i rynku mieszkaniowego. Przede wszystkim jednak musi zostać przywrócona praworządność. Wreszcie model polskiej gospodarki bazujący głównie na taniej sile roboczej powinien zostać przekształcony w bardziej innowacyjny. Może w końcu doczekamy się woli politycznej.

Źródła danych:

https://nbp.pl/

https://ec.europa.eu/eurostat/en/

https://www.theglobaleconomy.com/

Ciao Italia? Jak obywatele jednego z najbardziej euroentuzjastycznych państw stali się eurosceptykami numer jeden Europy Zachodniej

Para królewska włoskiej skrajnej prawicy

Gdy w 1993 roku powstawała Unia Europejska we Włoszech panował ogromny entuzjazm. Szczególnie mieszkańcy dużo biedniejszego południa kraju wiązali z tym projektem ogromne nadzieje. Każda audycja telewizyjna zaczynała się od pojawienia się na ekranie flagi Unii Europejskiej. Piosenka “Insieme” włoskiego muzyka Toto Cutugno opowiadająca o jednoczeniu się Europy, wygrała konkurs Eurowizji w 1990 roku. Była ona jakby dedykacją dla innych państw członkowskich. Tymczasem dziś skrajnie prawicowa Liga, która jeszcze niedawno postulowała odłączenie się północnych Włoch, prowadzi w sondażach wyborczych wraz z inną partią o podobnym o podobnym profilu. Co jest przyczyną takiego stanu rzeczy?

Włochy, jako sojusznik Niemiec, zaczynały dwie wojny światowe, żeby pod koniec każdej z nich przejść na jasną stronę mocy. Po upadku III Rzeszy obawiano się marginalizacji, szczególnie, że główny winowajca wojennej zawieruchy miał stać się jądrem nowej Europy. Ponadto chciano odbudować kraj. Nikt nie musiał długo się zastanawiać nad przystąpieniem do inicjatywy Francji. Włoski premier Alcide de Gaspari wraz z innymi politykami europejskiej chrześcijańskiej demokracji (kanclerzem Niemiec Konradem Adenauerem i ministrem spraw zagranicznych Francji Robertem Schumanem) stali się ojcami założycielami Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali. Innym ważnym politykiem dla integracji europejskiej był Altiero Spineli, który w 1983 przedstawił pierwszy projekt Traktatu ustanawiającego Unię Europejską. Zresztą liczba Włochów, którzy pełnili najważniejsze funkcje we Wspólnocie jest imponująca. Jedynie Francuzi więcej razy dostąpili tego zaszczytu. Włochy miały:

  • 4 przewodniczących Komisji Europejskiej w tym chyba najsłynniejszego Romano Prodiego, który pełnił tę rolę, kiedy Polska wchodziła do Unii,
  • 7 przewodniczących Parlamentu Europejskiego, na czele z obecnym Davide Sassolim i jego bezpośrednim poprzednikiem Antonio Tajanim.

Ponadto drugim w historii wysokim przedstawicielem do spraw zagranicznych i bezpieczeństwa była Federica Mogerini. Obecny premier Włoch Mario Draghi piastował stanowisko prezesa Europejskiej Banku Centralnego.

O zadowoleniu Włochów z członkostwa we Wspólnocie Europejskiej może świadczyć także to, że chadecja rządziła nieprzerwanie do lat dziewięćdziesiątych.

W latach siedemdziesiątych zaktywizowała się skrajna prawica, co spowodowało radykalizację środowisk silnie lewicowych. Okres ten nazywa się “latami ołowiu”, ponieważ w tym czasie dochodziło do wielu zabójstw z użyciem broni palnej. Apogeum tamtych wydarzeń było słynne porwanie i zamordowanie przez skrajnie lewicowe Czerwone Brygady byłego chadeckiego premiera Aldo Moro w 1978 roku.

Natomiast lata dziewięćdziesiąte to czas wychodzenia na jaw związków polityków z mafią. W zamachach zaczęły ginąć osoby, które postanowiły przerwać zmowę milczenia albo chciały zrobić porządek z przestępczością zorganizowaną.

W 1999 roku Włochy były wśród pierwszych państw, które przyjęły walutę euro. Żaden etap integracji nie był przez Włochów kwestionowany, a przecież zdarzało się to innym przedstawicielom państw założycielskich (Francja i Holandia odrzuciły Konstytucję dla Europy).

W 2008 roku Europę nawiedził kryzys finansowy. Włochy były jednym z pięciu państw, które najmocniej odczuły recesję, ale i tak dużo mniej niż Grecja czy Irlandia.

Początku obecnej sytuacji we Włoszech należy upatrywać w 2015 roku, kiedy to miał miejsce kryzys migracyjny. Na jego fali partie populistyczne i skrajnie prawicowe zaczęły zdobywać coraz więcej zwolenników. Fakt, że Włochy jako kraj śródziemnomorski były na pierwszej linii i strach przed ludźmi wywodzącymi się z innej kultury zrobiły swoje. W 2018 roku, dzięki koalicji z antysystemowym Ruchem Pięciu Gwiazd, do władzy doszła skrajnie prawicowa Liga. Udało się to dlatego, że zrezygnowała ona z postulatu odłączenia się północy Włoch. W tym samym roku Liga wyszła na czoło w sondażach i prowadzenia nie oddała aż przez 3 lata. Tymczasem jej lider Matteo Salvini ma stanąć przed sądem za to, że jako minister spraw wewnętrznych w sierpniu 2018 roku bezprawnie przetrzymywał uchodźców na statku w porcie na Sycylii.
Następne wybory przyniosły rządy RPG z centrolewicową Partią Demokratyczną. Współpraca ta jednak dość szybko się skończyła w wyniku różnic na temat Krajowego Planu Odbudowy. Włochy słyną z bardzo mało stabilnego systemu politycznego. Od 2004 roku żaden rząd nie przetrwał dłużej niż dwa lata a w historii Republiki nikt nie rządził przez pełną kadencję (pięć lat). Coraz większy brak zaufania do polityków także musi mieć wpływ na radykalizowanie się włoskiego społeczeństwa.

Teraz we Włoszech mamy rząd techniczny pod przewodnictwem byłego szefa Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghiego. Po poparciu tego gabinetu przez Mateo Salviniego, Liga spadła w sondażach na drugie miejsce a wyprzedzili ją Bracia Włosi – jeszcze bardziej skrajnie prawicowa partia.
W ostatnim czasie można zauważyć zwiększenie aktywności organizacji Forza Nuova, która przez wielu uznawana jest za neofaszystowską.

We Włoszech wprowadzono tzw. Green Pass, czyli wystawiany osobom zaszczepionym dokument, który umożliwia wstęp do miejsca pracy. Przez kraj przetoczyły się fale protestów. W Rzymie wspomniana FN dokonała ataku na siedzibę największego związku zawodowego. Co prawda Salvini potępił to zdarzenie, ale na marszu przeciwko faszyzmowi nie pokazał się żaden przedstawiciel szeroko pojętej prawicy. Wydawałoby się, że pandemia koronawirusa, która tak silnie doświadczyła Włochy, powinna zbliżyć do siebie ludzi, a tymczasem jeszcze bardziej pogłębiła podziały.
Mówi się także, że wielu Włochom nie podoba się kierunek, w którym zmierza Unia, szczególnie w kwestiach światopoglądowych. Według sondażu Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych z czerwca br. aż 57% Włochów uważa, że Unia nie działa, jak powinna. Należy również wspomnieć o tym, że mimo wielu sukcesów nie udało się zasypać przepaści pomiędzy północą a południem.

Nadzieję daje to, że choć Bracia Włosi odnieśli sukces w niedawnych wyborach samorządowych, Liga poniosła sromotną porażkę. Partia Demokratyczna okazała się, obok BW, największym wygranym tej batalii. Jednak w optymizmie trzeba być ostrożnym. W Polsce także w miastach, nawet na tzw. ścianie wschodniej rządzi strona liberalna, ale ogólnokrajowe wybory wciąż wygrywa PiS. W sondażach dotyczących włoskiego parlamentu wciąż prowadzą: Bracia Włosi (20,7%) i Liga (19,2%). Nie jest to może oszałamiający wynik, ale obie partie zapowiadają stworzenie po wyborach koalicji wraz z Forza Italia byłego premiera Silvio Berlusconiego. Co prawda wspomniane ugrupowanie uważa się za centroprawicowe, ale znane jest z puszczania oka do środowisk skrajnych. Obecna przywódczyni Braci Włochów Giorgia Meloni została wprowadzona do wielkiej polityki lata temu poprzez rząd FI, gdzie była ministrem do spraw młodzieży. W obecnym układzie politycznym Itexit jest niemożliwy, ale wszystko może się zdarzyć, gdy do głosu dojdą wyżej wymienione siły.

Historia Włoch w Unii Europejskiej pokazuje, jak krótka może być droga od euroentuzjazmu do eurosceptycyzmu, a nawet nastrojów antyunijnych. Musimy bardzo uważać na rządową propagandę, bo ponad 70% poparcia Polaków dla członkostwa w Unii nie jest dane raz na zawsze. Niech nie zmyli Was, że jedyny kraj, który opuścił UE nigdy nie był szczególnie proeuropejski. Miejcie oczy i uszy szeroko otwarte.