Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Euromit nr 11 – Unia Europejska jest niewyobrażalnie zbiurokratyzowana

Siedziba Komisji Europejskiej, czyli dla eurosceptyków symbol unijnej biurokracji

Dziś o najczęściej chyba powtarzanym zarzucie w stronę Unii Europejskiej. Przecież nawet jej zwolennicy uważają, że jest zbiurokratyzowana. Samo stwierdzenie oczywiście nie jest mitem, ale zastanowimy się na ile jest to problem i jaką ma skalę.

Czymś, co najdobitniej pokazuje poziom zbiurokratyzowania, jest ilość zatrudnionych urzędników. Unia Europejska ma około 55 tysięcy pracowników administracyjnych. W Polsce jest to ponad 500 tysięcy osób! Przypomnę, że cała UE ma 10 razy więcej obywateli niż sama Polska.

Niektórzy są święcie przekonani, że wydatki UE na administrację są horrendalne i z pewnością pożerają większość jej budżetu. Tymczasem w 2020 roku wyniosły 20,6 mld euro, co stanowiło 6,2% całości (327,9 mld). Polska wydaje 25 mld na 435,3 mld, czyli 5,7%.

Znamiennym jest, jeśli chodzi o tę sprawę, że w wielu państwach ludzie dużo bardziej ufają Unii niż własnym rządom. W Polsce stosunek ten wynosi 50% do 26% na korzyść Unii, co nie jest niczym zaskakującym zważywszy na jakość rządzenia w naszym kraju, więc spójrzmy na inne wyniki. Średnia zaufania do UE we wszystkich państwach członkowskich to 49% a największe w Portugalii (78%) i Irlandii (74%). Z drugiej strony średnio 36% Europejczyków ufa własnym władzom, W Czechach jest aż 80% nieufających (mowa o poprzednim rządzie). Są to całkiem niezłe rezultaty, jak na nie budzącego zaufania, brukselskiego, biurokratycznego molocha.

Biurokracja z pewnością irytuje każdego. Jednak niemożliwe jest jej całkowite zlikwidowanie, choć powinna być ograniczana, jak tylko się da. Wspominałem już o tym tutaj. Musi istnieć chociaż minimalna kontrola urzędnicza. Człowiek jest tylko człowiekiem i popełnia błędy. Nie każdy jest uczciwy. Niemniej jednak urzędnik powinien pomagać petentowi i nie traktować go z góry, jak przestępcę.

Dowiodłem, że Unia Europejska nie jest wcale bardziej zbiurokratyzowana niż należące do niej kraje. Dzisiejszy mit to kolejny przykład opisanego przeze mnie w artykule na temat stanu demokracji w Unii zjawiska wymagania od „Brukseli” więcej niż od państw członkowskich. Tutaj. Wydaje mi się, że to podstawa wszelkich euromitów. Przecież UE jest taka jacy są jej członkowie. Musiałyby być dużo bardziej zintegrowana, żeby mogła zmieniać politykę wewnętrzną swoich części składowych. Śmieszne jest to, że najwięksi krytycy Wspólnoty staranie dbają o to, żeby nie była zbyt silna. Jednak nieustanie zbijają na tym kapitał polityczny. Wierzą w magiczne moce Zjednoczonej Europy? Nowi koledzy płaskoziemców? Zmiany trzeba zaczynać od siebie, zanim będzie się wymagać od innych.

Źródła:

https://www.consilium.europa.eu/pl/infographics/2020-eu-budget/

https://www.gov.pl/web/finanse/sejm-rp-przyjal-budzet-na-2020-r–pierwszy-od-30-lat-bez-deficytu

https://www.europarl.europa.eu/news/pl/faq/22/ile-osob-pracuje-w-parlamencie-europejskim

https://www.money.pl/gospodarka/miala-malec-a-rosnie-pis-owi-nie-udalo-sie-ukrocic-biurokracji-w-kluczowym-sektorze-6664036239903488a.html

McCormick J., Zrozumieć Unię Europejską, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010

Euromit nr 9 – UE nie jest już taka, jak wtedy, gdy do niej wchodziliśmy

Lech kaczyński podpisuje traktat lizboński

W ostatnim czasie z ust rządzących słyszę wciąż, że Unia Europejska jest zupełnie inna niż w czasie, kiedy do niej Polska przystępowała (luźny związek suwerennych państw połączonych współpracą gospodarczą). Oczywiście poniekąd jest to prawda, bo jak mawiał Heraklit z Efezu – wszystko płynie, więc nigdy nie ma tej samej rzeki. Jednak przytoczone słowa bynajmniej nie mają charakteru filozoficznego. Czy UE rzeczywiście aż tak bardzo się zmieniła i czy naprawdę 17 lat temu nie dało się przewidzieć kierunku zmian? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym tekście.

Na początek trzeba by było pokrótce przypomnieć historię integracji europejskiej. Pierwszym protoplastą dzisiejszej Unii Europejskiej była Europejska Wspólnota Węgla i Stali. Powstała w 1952 roku a na celu miała zapobiegnięcie kolejnej wojnie w Europie poprzez kontrolę najważniejszych gałęzi przemysłu zbrojeniowego, czyli wydobycia węgla i produkcji stali. Sukces EWWiS skłonił europejskich przywódców do objęcia współpracą także innych dziedzin gospodarki. Dzięki temu w 1958 roku powstały dwie nowe organizacje – Europejska Wspólnota Gospodarcza i Europejska Wspólnota Energii Atomowej. Wreszcie w 1993 roku powołano do życia UE jaką znamy. Polska przystąpiła do niej w 2004 roku, wraz z dziewięcioma innymi państwami.

Już sam fakt powstania Unii Europejskiej powinien sugerować, że coś naprawdę zmieniło postrzeganie przyszłości integracji europejskiej. Inaczej po co w ogóle by powstała? Jednak, jako że traktuję swoich czytelników poważnie, wskażę elementy, które pokazują, że od dawna wszystko zmierzało w stronę unii politycznej.


Pierwsze próby innego rodzaju współpracy niż gospodarcza w ramach Wspólnoty Europejskiej podjęto już na samym początku. W 1951 roku pojawił się pomysł Europejskiej Wspólnoty Obronnej, ale szybko upadł. Równoległy projekt Europejskiej Wspólnoty Politycznej również nie znalazł wtedy poparcia. Jednak w tym wypadku temat wracał, co jakiś czas. Za pierwszy poważny krok w stronę współpracy politycznej trzeba uznać utworzenie w 1974 roku Rady Europejskiej, czyli forum rozmów przywódców i głów państw członkowskich. Wtedy miało to jedynie charakter konsultacji. Na konkret trzeba było czekać aż do 1992 roku, kiedy to w holenderskim Maastricht podpisano Traktat ustanawiający Unię Europejską. Została stworzona Wspólna Polityka Zagraniczna i Bezpieczeństwa. Wniosek o członkostwo składaliśmy wiedząc już o tym. Następnie traktat amsterdamski z 1997 roku, wprowadził funkcję

wysokiego przedstawiciela ds. Wspólnej Polityki Zagranicznej
i Bezpieczeństwa. Natomiast w 2007 roku traktat lizboński zwiększył jego znaczenie. Powołał także funkcję stałego przewodniczącego Rady Europejskiej, którą z resztą przez dwie kadencje pełnił Donald Tusk, nazywaną potocznie Prezydentem Europy. Sama RE otrzymała obecną rolę wyznaczania ogólnych kierunków współpracy państw członkowskich. Na koniec trzeba podkreślić, że ostatni traktat został, z trudem, bo z trudem, ale jednak zaakceptowany
i podpisany przez prezydenta Polski wywodzącego się z obecnego obozu rządzącego
a lwią część negocjacji prowadził rząd Jarosława Kaczyńskiego.

Chyba udało mi się wykazać, że Unia Europejska nie zmieniła się w sposób, który nie był do przewidzenia. Na pewno był, kiedy wchodziliśmy do Unii
a pierwsze kroki w stronę integracji politycznej podjęto na długo zanim wróble zaczęły ćwierkać o naszym członkostwie. Zaprzeczenie temu jest albo totalną ignorancją albo perfidnym populizmem. Przychylałbym się jednak do tej drugiej wersji. Dobrze się to wpisuje w kampanię obrzydzenia UE, która ma czelność wymagać od nas przestrzegania prawa. Nie dajcie się wciągnąć w tę niebezpieczną grę. Wbrew temu co mówią “prawdziwi Polacy “opuszczenie Unii Europejskiej przez Polskę będzie katastrofą dla naszego kraju.

Euromit nr 8 – Unia Europejska chce zniszczyć lokalne kultury i tradycje

Certyfikat produktu regionalnego

Dziś temat, który częściowo poruszyłem w artykule o ustrojowej przyszłości Unii Europejskiej. Pisałem, że federacja europejska będzie miała możliwość bardziej chronić kulturowe kwestie. Jednak, czy teraz nie dba się o nie? Nie brakuje głosów, że już na obecnym etapie integracji europejskiej dąży się do stworzenia „jednolitej” kultury. Przekonajmy się, jaka jest prawda.

Od samego początku istnienia Unia Europejska każdego roku wyznacza Europejską Stolicę Kultury, od 2005 r. dwie. W 2000 roku był nią Kraków, a w 2015 Wrocław. Wskazane miasta z pomocą funduszy europejskich organizują liczne wydarzenia kulturalne. Promuje się w ten sposób kulturę miasta, regionu i państwa.

Najczęściej powtarzanym zarzutem w tej kwestii jest ingerowanie w tradycję państw członkowskich poprzez prawo unijne. Jeśli za np. polską tradycję uznać bicie żon, dzieci i dyskryminację mniejszości, to tak jest w istocie. Ale panuje chyba powszechna zgoda, także w polskim społeczeństwie, że hiszpańskie walki byków (zresztą w Katalonii już zakazane) czy zabójstwa honorowe i wydawanie bardzo młodych dziewczynek za mąż wśród społeczności muzułmańskiej są tradycjami barbarzyńskimi i powinny być zwalczane oraz karane.

Kolejną istotną kwestią, ale mało uświadomioną jest fakt, że dla UE ważniejsze są regiony ze wspólną historią i tradycją niż same państwa. Udowadnia to tworząc tak zwane regiony transgraniczne. W ten sposób miejscowa ludność, która w wyniku zmian politycznych została rozdzielona granicą, może kultywować wspólne tradycje z sąsiadami mieszkającymi w innym państwie. Ponadto tradycyjne produkty kulinarne z danych regionów promuje się i chroni prawnie poprzez uznawanie ich za „produkt regionalny”. W ten sposób nie mogą być one podrabiane. Do wspomnianych wyrobów należą między innymi: polski oscypek, francuski szampan, włoski parmezan czy niemiecka szynka szwarcwaldzka.

Unia Europejska jednak dba o odrębność kulturową, a jedynym z czym walczy są negatywne – barbarzyńskie, dyskryminujące i prowadzące do prześladowania tradycje. Nic nie wskazuje na to, żeby tę sytuację miała zmienić ewentualna federacja europejska, a jak wspomniałem może jeszcze wzmocnić ochronę lokalnych kultur.

Euromit nr 7 – Krzywizna banana i ślimak rybą.

Banan – owoc symbol unijnych „absurdów”

Już chyba legendarna w kontekście Unii Europejskiej stała się tzw. krzywizna banana. To dla wszelkich silnych eurosceptyków i po prostu zagorzałych przeciwników Zjednoczonej Europy jest symbolem bezsensowności tego tworu. Do podobnych kwiatków trzeba zaliczyć “uznanie “ślimaka za rybę a marchewki za owoc i parę innych. Zastanówmy się, czy rzeczywiście jakieś elity, nad którymi nie ma żadnej kontroli, z nudów wymyślają idiotyczne przepisy i je nam narzucają. No i czy we wspomnianych pomysłach na pewno nie ma ani odrobiny sensu.

Zrobienie ryby ze ślimaka to oczywiście pomysł Francuzów, który chcieli, żeby ich hodowcy dostawali takie same dopłaty do mięczaka, co do ryb.
Natomiast w sprawie marchewki chodziło o to, że Portugalczycy postulowali o uznanie jej za owoc, ponieważ w ich kraju niezwykle popularna jest marmolada marchewkowa. Uznano, że dla Portugalii będzie korzystniejsze, jeśli marchewkę sklasyfikuje się jako owoc. Z resztą wspomniane warzywo nie jest jedynym przetwarzanym, jak owoce. Do prośby przychylono się. Ciekawostką jest, że Brytyjczycy, którzy najgorliwiej tropili unijne “absurdy”, są wielkim miłośnikami wspomnianego specjału.
Z osławioną krzywizną banana chodziło o to, że te owoce importowane na teren Unii muszą być pozbawione “wad rozwojowych” lub “nieodpowiedniej krzywizny”. Jednak nie określono dokładnie żadnych parametrów. Regulacja nie oznacza, że banany z defektem krzywizny są zatrzymywane na granicach. Mają być klasyfikowane według jakości a ważnym składnikiem oceny jest jego zakrzywienie. Pomaga to klientom, ponieważ wiedzą, co kupują oraz dlaczego taniej lub drożej. Tu też może wchodzić w grę lobby francuskie, gdyż promuje większe banany z Afryki, czyli także z byłych kolonii Francji.

Okazuje się, że większość podobnych przepisów to pomysły państw członkowskich. Oczywiście ostateczny projekt sporządza Komisja Europejska, ale rzadko z własnej, wyłącznej inicjatywy. Nawet, jeśli taką podejmuje, to pomysłów nie bierze z księżyca. Działa według kierunków ogólnie nakreślonych przez Radę Europejską, czyli przywódców państw członkowskich. Później i tak dany przepis musi uzyskać akceptację Parlamentu Europejskiego i Rady Unii Europejskiej. Często także parlamenty narodowe mają swój głos.
Zdarzało się, że “brukselskie absurdy” to zwykłe, jak dziś byśmy ujęli, fakenewsy. Specjalizowały się w tym szczególnie brytyjskie tabloidy. Pewnego razu “The Telegraph” napisał, że “unijni biurokraci” każą eurofarmerom zakładać pieluchy swoim krowom. Po pierwsze w rzeczywistości dotyczyło to wewnątrzniemieckich przepisów, a po drugie chodziło o szkodliwe dla zdrowia ludzkiego azotany, które emituje głównie hodowla bydła. Unia oczekiwała, że państwa członkowskie uregulują tę kwestię. Natomiast nikt nie mówił, jak obniżyć produkcję związku chemicznego. To rolnik z Niemiec ubrał podopieczną w specjalnie uszytą pieluchę na znak protestu. Trzeba naprawdę uważać, skąd czerpie się informacje.

Wspólny europejski rynek jest miejscem ścierania się wielu, często skrajnie odmiennych interesów państw członkowskich. Zadaniem unijnych decydentów jest pogodzić je tak, żeby każdy mógł zyskać a nikt nie stracił. Czasem nie da się tego zrobić w stu procentach logicznie. Te pozorne absurdy naprawdę mają głębszy sens. Dlaczego Hiszpanie mają zyskać więcej z pomarańczy na sok niż Portugalczycy na swojej marmoladzie marchewkowej a połów ryb w Portugalii bardziej opłacać się niż hodowla ślimaka we Francji? Jeśli ktoś oczekuje bliższego mu przykładu, znajdzie się i taki. Otóż kiedyś pojawił się pomysł, żeby produkować samogasnące papierosy W ich bibułkach znajdować miały się dwa krążki, które w momencie dotarcia do nich żaru, gasiłyby go. Eurosceptycy od razu wydali wyrok. Tymczasem pomysł wziął się stąd, że statystyki zgonów z powodu pożarów wywołanych przez niedopałki w Europie były niewyobrażalnie wysokie. I co, głupota?

Trzeba zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Nawet, jeśli za opisanymi pomysłami staliby unijni urzędnicy, czy trzeba by było robić aż taki raban? Na pierwszy rzut oka wspomniane pomysły mogą wydawać się śmieszne a nawet głupie, ale eurosceptycy robią z igły widły przypisując temu tak ogromne znaczenie. To jedynie rodzaj sformułowania prawnego. UE nie ma aspiracji do zmieniania reguł biologii.

Jak wykazałem “krzywizna banana” itp., to nie są narzucane nam wymysły diabolicznej Komisji Europejskiej, tylko lobby państw członkowskich. Musicie chyba przyznać, że z Unią Europejską nie jest tak źle, jak wielu by chciało, skoro takie drobiazgi urastają do rangi racji stanu. Kiedy ktoś przy was znów zacznie powtarzać mity na temat ślimaka jako zagadnienia dla ichtiologa, postarajcie się wyprowadzić go z błędu.

Euromit nr 6 – Unia Europejska jest ZA mało demokratyczna

Sala obrad PE

Jednym z najczęściej powtarzających się zarzutów przeciw Unii Europejskiej jest tak zwany deficyt demokracji. Dość powszechnie uważa się, że obywatele UE mają bardzo mały wpływ na wybór wielu polityków nią rządzących, a co za tym idzie, na jej decyzje. W tym tekście chciałbym wykazać, czy jest to prawdą i na ile stanowi problem.

Na początek przyjrzyjmy się unijnym instytucjom, sposobom ich wyłaniania i funkcjom pełnionym przez nie.

Najbardziej demokratyczną instytucją bez wątpienia jest Parlament Europejski. Pełni on niemal identyczną funkcję, co parlamenty krajowe, czyli uchwala akty prawne i budżet. Od 1979 roku przeprowadzane są powszechne wybory, w których uprawnieni do głosowania obywatele poszczególnych państw wybierają swoich przedstawicieli spośród polityków wywodzących się z ich krajów.

Na drugim miejscu co do poziomu demokracji można umieścić Radę Europejską i Radę Unii Europejskiej. Dla przypomnienia- pierwsza z nich nie ma znaczącego wpływu na politykę Wspólnoty a jedynie wyznacza ogólne kierunki jej rozwoju. RUE dzieli funkcję ustawodawczą z Parlamentem Europejskim. Na wybór członków tych instytucji mamy wpływ o tyle, o ile na wybór prezydenta, premiera i ministrów, ponieważ w RE zasiadają głowy i premierzy państw, a w Radzie Unii Europejskiej najczęściej ministrowie spraw zagranicznych lub innych resortów zależnie od rozpatrywanych spraw.

Najmniej demokratyczna i często wskazywana jako symbol deficytu demokracji jest Komisja Europejska. Jest to jedyna instytucja ponadnarodowa, czyli nie opiera się na negocjacjach pomiędzy państwami. Jej zadaniem jest proponowanie projektów aktów prawnych i czuwanie nad tym, żeby kraje wdrażały je do własnego prawa. Ma także dbać o wspólny interes państw członkowskich UE. Komisarze zobowiązani są do porzucenia własnych celów narodowych. Jej kompetencje nie są więc tak rozbuchane, jak wielu eurosceptykom się wydaje. Każdy zaproponowany projekt aktu prawnego musi przejść przez Parlament Europejski. Przewodniczący Komisji Europejskiej wybierany jest przez przywódców państw członkowskich na posiedzeniu Rady Europejskiej. Musi zostać zaakceptowany przez każdy z krajów i Parlament Europejski. Poszczególni komisarze wymagają zaakceptowania przez przewodniczącego Komisji oraz PE. Co najważniejsze KE może zostać odwołana przez Parlament Europejski. Na wniosek 70 europosłów dochodzi do głosowania. Jeśli 2/3 zgromadzonych zagłosuje przeciw Komisji, zostaje zdymisjonowana.

Mówiąc o poziomie demokracji Unii Europejskiej nie można się koncentrować jedynie na jej instytucjach. Należy tu przypomnieć, że tak samo, jak we własnych państwach, obywatele mają prawo inicjatywy ustawodawczej po zebraniu określonej liczby podpisów, w tym wypadku co najmniej miliona. Również istnienie Trybunału Sprawiedliwości zapewnia wiele praw wynikających z demokracji. Można przed nim dochodzić swoich praw na przykład, jeśli własny kraj je łamie.

Bez wątpienia Unia Europejska nie jest w pełni demokratyczna. O ile Parlament Europejski wyłaniany jest bezpośrednio, na wybór Rady Unii Europejskiej mamy dość duży wpływ, to Komisja Europejska ma tu duże braki. Trzeba jednak zastanowić się, czy jest to jakiś duży problem w dzisiejszym świecie. Z pewnością większość ludzi chciałaby demokracji bezpośredniej. Jednak taki ustrój funkcjonuje tylko w jednym państwie na świecie i z pewnością nie jest to przypadkiem. Szwajcaria, bo o niej tu mowa, jest bardzo bogatym krajem i stać ją na przeprowadzanie referendum w prawie każdej sprawie a jej obywatele mają niezwykle rozwiniętą świadomość obywatelską. Badania Eurobarometru (projekt badań opinii publicznej na temat UE) wskazują, że brak zaufania do opinii obywateli UE nie jest bezpodstawny. Na przykład w Niemczech, kiedy wprowadzano walutę euro, poparcie dla tego projektu było na poziomie 40% a blisko dziesięć lat później wynosiło 60%. Jak widać, nawet w tak dojrzałych demokracjach świadomość w sprawach wspólnotowych nie jest wysoka. Zresztą niska frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego (na poziomie ogólnym 43% w 2014 roku, a np. w Polsce od początku utrzymuje się trochę powyżej 20%), mimo jego zwiększonej roli, dobitnie świadczy o niskim stanie wiedzy „europejskiej”. Można więc powiedzieć, że sami odbieramy sobie szanse wpływu na politykę Unii w już dostępnym zakresie. Jak tu oczekiwać rozszerzenia go? Popis tego, jak eurosceptykom zależy na demokratycznych zmianach w UE dała polska delegacja na ostatnim szczycie Rady Europejskiej. Storpedowała wraz z przedstawicielami Czech, Słowacji, Węgier i Włoch tak zwaną procedurę Spitzenkandidaten, czyli wyłaniania przewodniczącego Komisji Europejskiej spośród kandydatów wybranych przez największe frakcje w Parlamencie Europejskim w wewnętrznym głosowaniu (tylko dlatego, że jeden z nich dobrze wykonywał swoje dotychczasowe obowiązki). Bez wątpienia formuła Spitzenkadidaten była bardziej przejrzystym rozwiązaniem.

Dlaczego od Unii Europejskiej oczekuje się większej demokracji niż od państw członkowskich? Wszelkie zmiany idące w stronę zmniejszenia deficytu demokracji powinny zachodzić oddolnie w myśl unijnej zasady subsydiarności (każda sprawa powinna być rozwiązywana na jak najniższym szczeblu). Mamy tu ważne zadanie dla edukacji. Jedną z głównych ról widziałbym dla dziennikarzy, którzy można powiedzieć, są pośrednikami między politykami a społeczeństwem. Nie każdy obywatel musi rozumieć, jak to wszystko działa. Zresztą już zaczynają powstawać inicjatywy mające na celu zmianę stanu rzeczy. Jedną z nich jest We Europeans. Ludziom w całej Europie przez internet zadano pytanie „Jak możemy poprawić działanie Unii Europejskiej?”. Za pomocą portali internetowych i społecznościowych oraz stron internetowych ludzie przedstawiali swoje postulaty, z których wyłoniono trzydzieści tysięcy najpopularniejszych. Następnie w każdym z państw członkowskich (oprócz Wielkiej Brytanii) wyłoniono po dziesięć. Ostatecznie stworzono listę dziesięciu ogólnoeuropejskich propozycji z największym poparciem. Było to najszersze konsultacje społeczne w historii UE.

Wróćmy jeszcze do kwestii Komisji Europejskiej. Jak już wspomniałem, jest to jedyna ponadnarodowa instytucja w UE. Głównym zarzutem pod jej adresem jest nie tylko to, że wybiera się ją bardzo pośrednio, ale też nie ma nad nią żadnej kontroli społecznej. Nie ma jednak tak silnych kompetencji, by robić z tego duży problem. Co do ponadnarodowości KE także trzeba się zastanowić, czy jest to bardzo uciążliwe. Przecież w historii brak kontroli nad rządami narodowymi doprowadził już do tragedii na przykład II wojny światowej. Wydaje się więc, że czuwanie nad władzami państw jest potrzebne. Kwestią do dyskusji jest kształt takiej instytucji i zakres jej władzy.

Źródło danych:

Eurobarometr

https://www.europarl.europa.eu/at-your-service/pl/be-heard/eurobarometer

Euromit nr 5 – Komisja Europejska wymaga od nas jedynie zgodności rozwiązań prawnych z obecnymi w innych państwach członkowskich

Obecnie chyba najgłośniejszym tematem związanym z Unią Europejską jest kwestia praworządności w Polsce. Obóz rządzący tłumacząc swoje reformy wymiaru sprawiedliwości powołuje się na przykłady identycznych rozwiązań w innych krajach Wspólnoty np. w Hiszpanii i Niemczech. Wydaje się to być jawnym wprowadzaniem w błąd opinii publicznej, bo trudno uwierzyć w aż taką niewiedzę rządu. Dlatego należy wyjaśnić tę kuriozalną kwestię.

Należy zacząć od tego, że każde państwo, aby zostać przyjętym do Unii Europejskiej, musi spełnić pewne wymogi tzw. kryteria kopenhaskie. Do wspomnianych warunków należą: przestrzeganie zasad demokracji parlamentarnej i gospodarki wolnorynkowej oraz akceptacja dotychczasowego dorobku prawnego UE (acquis communitare). Po wejściu do Unii oczywiście też należy ich przestrzegać.

Jak już wspomniałem polski rząd sugeruje, że do zachowania praworządności wystarczy, aby rozwiązania prawne były obecne w innych krajach Unii. To jest nieprawda, ponieważ Komisja Europejska wymaga od nas, jak i innych członków UE, aby te przestrzegały własnej ustawy zasadniczej (w Polsce jest nią Konstytucja).

W Unii Europejskiej jest pięć rodzajów ustrojów politycznych:

– monarchia konstytucyjna m.in. Wielka Brytania i Holandia;

– system parlamentarny np. Polska i Włochy;

– system kanclerski – Austria i Niemcy;

– system prezydencki – Cypr

– system semiprezydencki – Finlandia, Francja i Rumunia.

Gdyby na przykład we Włoszech rząd nie mając większości konstytucyjnej (2/3 parlamentu) przywrócił monarchię, czy byłoby to zgodne z prawem? Żadne państwo bez legalnej zmiany ustawy zasadniczej nie może zmieniać ustroju ani innych fundamentalnych zasad w niej zapisanych.

Na koniec chciałbym wspomnieć o tym, że prawo wspólnotowe nie obejmuje wszystkich gałęzi prawa – służba zdrowia czy polityka socjalna pozostaje w wyłącznej kompetencji państw członkowskich. Kiedyś przecież zgodziliśmy się, by określone gałęzie prawa były w gestii Unii Europejskiej. W wielu z nich możemy stanowić odrębne przepisy, jeśli jednak zdecydowaliśmy się przyjąć dorobek prawny UE musimy go przestrzegać, by móc korzystać z wszystkich przywilejów przysługujących członkom Wspólnoty.

Euromit nr 4 – Unia Europejska służy wyłącznie interesom Niemiec

Często można spotkać opinie mówiące o tym, że istnienie Unii Europejskiej działa na korzyść głównie, a nawet jedynie, państwa niemieckiego. Pojawiają się nawet głosy że to celowe działanie wynika z nieustającego niemieckiego poczucia wyższości nad innymi narodami, a więc jest jakimś spiskiem. O ile w tej mniej radykalnej tezie jest duża doza prawdy, ta druga stanowi ogromne nadużycie. Chciałbym więc w dzisiejszym wpisie wyjaśnić tę kwestię.

Kolejny raz muszę cofnąć się do historii początków integracji europejskiej. Przypomnę, że rdzeniem nowego porządku politycznego w Europie była (i wydaje się, że musiała być) współpraca odwiecznych wrogów Francji i Niemiec.

Dlatego tez oczywistym jest, że te dwa państwa mają największy wpływ na ten proces i czerpią największe korzyści. Dlaczego pozycja Niemiec wygląda na odrobinę silniejszą? Odpowiedź na tę kwestię także może być oczywista. Aby to wyjaśnić musimy wrócić do jeszcze wcześniejszych czasów. Jedną z głównych przyczyn II Wojny Światowej był kryzys gospodarczy, który nawiedził Europę w latach 20 i 30 ubiegłego wieku. Niemcy bardzo na nim ucierpiały. Kryzys w tak dużym kraju musiał być bardzo dotkliwy. Stał się on przyczyną dużego niezadowolenia społecznego. Wtedy Adolf Hitler i jego zwolennicy postanowili, jak to często się zdarzało i nadal zdarza, wykorzystać zaistniałą sytuację do celów politycznych. Pod płaszczykiem chęci poprawienia sytuacji Niemców wprowadzili chorą ideologię i wywołali niewyobrażalny konflikt, który szybko rozszerzył się na cały świat. Wmówili obywatelom, że pogorszenie statusu ich życia wynika z działań wówczas rządzących polityków, „niesprawiedliwego” traktowania Niemiec przez państwa zwycięskie w I Wojnie Światowej i „ogromnej chciwości” obywateli pochodzenia żydowskiego. W ten sposób naziści doszli do władzy i bezwzględnie zrealizowali swoje idee.

Nic więc dziwnego, że aby na nowo wprowadzić w Europie ład, trzeba było na początek zdecydować o sprawie niemieckiej. Kraj ten rozbrojono, zdenazyfikowano 1 i zdecentralizowano. Potem, gdy demokratyczna Europa była pewna, że przynajmniej na razie ze strony Niemiec nie grozi niebezpieczeństwo, chciano utrzymać ten stan na jak najdłużej a może i na zawsze. Oczywistym wydawało się, że nowe państwo niemieckie musi być silne ekonomicznie, by nikt nie wykorzystał biedy do celów politycznych. Wtedy to postanowiono połączyć ciężkoprzemysłowe gospodarki właśnie Francji i Niemiec, żeby nie zbroiły się bez wzajemnej kontroli. Jednak przecież nie odbudowano by zaufania niedawnych wrogów bez wsparcia dla tej idei ze strony rządów i obywateli. Dziś Niemcy są wzorem rozwoju: gospodarczego, społecznego i politycznego. Z pewnością wynika to z wysysanego z mlekiem matki porządku zwanego po niemiecku „ordnung”. Co prawda ta sama cecha narodu niemieckiego sprawiła, że podporządkował się on nazistom, ale też umożliwiła stworzenie silnego, lecz demokratycznego państwa. Jeszcze raz powtórzę, niemożliwe byłoby to bez mocnych podstaw ekonomicznych.

Jak widać niezwykle silna pozycja Niemiec w Unii Europejskiej nie wynika wcale z mocarstwowych ambicji tego kraju, nie jest żadnym podstępem. Wynika to po prostu z historii, konieczności zapewnienia Europie pokoju i dobrobytu a także typowych cech charakteru Niemców.  Z resztą, jak powiedział Kazimierz Pawlak „w demokracji też ktoś musi dyrygować”. Przecież z czasem także inne kraje Starego Kontynentu zaczęły się rozwijać w niesamowitym tempie. Także nasz kraj w ubiegłym roku dołączył do grona państw rozwiniętych. W niedługim czasie powinny do nas dołączyć inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Każdy z członków Unii Europejskiej tak usilnie dążąc do wejścia w szeregi Zjednoczonej Europy był świadom silnej pozycji Niemiec. Bez powojennych dobrze rozwiniętych Niemiec prawdopodobnie nasz kontynent nie byłby w tak dobrej kondycji.

1 Zdelegalizowano partie nazistowskie

Uchodźcy – 27.03.2018

Od ponad dwóch lat jesteśmy świadkami napływu do Europy olbrzymiej masy ludzi z Afryki Północnej, Bliskiego i Środkowego Wschodu. Jest to migracja o największej skali w historii od czasu zakończenia II Wojny Światowej. Niestety wielu uchodźców tonie w Morzu Śródziemnym nim zdołają dotrzeć na Stary Kontynet. Desperacja uciekinierów wykorzystywana jest przez przemytników, którzy bez skrupułów zarabiają krocie na ich nieszczęściu. Dramat tych ludzi jest także eksploatowany politycznie.

Przyjęcie uchodźców jest dla Europy wręcz obowiązkiem. Przez lata kolonializmu eksploatowaliśmy regiony, z których oni pochodzą. Jedynie bogate dziś państwa Bliskiego Wschodu skorzystały na tym ponieważ tamtejszych ludzi nauczono, przynoszącego gigantyczne zyski, wydobywania ropy naftowej. Kraje te w obecnej sytuacji są raczej stabilne i nie ma z nimi większych problemów. Niestety, biedniejsze są targane przez rewolucje i wojny domowe, które, jak powszechnie wiadomo, wynikają najczęściej z przyczyn ekonomicznych. Dodatkowo rebelie, w imię „demokracji”, zostały wsparte także przez państwa europejskie. W takiej sytuacji nie można odmawiać uchodźcom prawa do przybywania na nasz kontynent. Ktoś może powiedzieć, że Polska, Austria czy wiele państw członkowskich Unii Europejskiej nie kolonizowało wspomnianego regionu ani nie wspierało rewolucji. Jednak kiedyś postanowiono, że Europa ma być jednością i wspólnie ponosić odpowiedzialność za obecne i przyszłe wydarzenia, ale także za grzechy przeszłości. Niestety niektórzy z przywódców o tym nie pamiętają.

Uchodźcy, głównie z Syrii, uciekają przecież przed tym, czego Europa, Stany Zjednoczone i Rosja boją się dziś najbardziej. Państwo rządzone przez Assada samo stało się ofiarą radykalnego islamu. Mamy zatem wspólnego wroga, choć pojawia się wiele głosów próbujących inaczej przedstawiać tę sytuację. Jak wobec tego można syryjskim uchodźcom odmawiać prawa do azylu?

Ogromnym błędem było nie do końca przemyślane szerokie otwarcie drzwi przed uchodźcami. Angela Merkel zdecydowała się więc na mocno nierozważny krok. Najpierw należało zastanowić się nad tym, jak weryfikować i relokować przybyszy z Afryki i Bliskiego Wschodu. A tak, wiele państw rzucono na głęboką wodę. Trudno się więc dziwić reakcjom niektórych z nich. Przypomnę: przecież takiego kryzysu migracyjnego nie było od końca drugiej wojny światowej.

W świetle nie tak dawnych zamachów terrorystycznych w Europie wielu ludzi boi się, że duża część uchodźców to potencjalni zamachowcy. Prawdą jest, że przy takiej masie ludzi dżihadyści mogą się wmieszać w tłum. Jednak często można zaobserwować liczne ataki szaleńców lub frustratów nie związanych z żadnymi ideami. Z jednej strony można powiedzieć, że mamy własnych szaleńców, to po co mamy sprowadzać ich z Bliskiego Wschodu, ale z drugiej, pokazuje iż wszędzie są ludzie niezrównoważeni. Zatem być może należy po prostu zaostrzyć walkę z przestępczością. Zrobiła tak Francja i jest dziś prawdopodobnie najbezpieczniejszym krajem na świecie. Od czasu zamachów w Paryżu i Nicei udało się udaremnić bardzo dużo planowanych.

To wszystko nie zmienia jednak faktu, że problemy, które niesie exodus z Bliskiego Wschodu powinno się przede wszystkim rozwiązać na miejscu, w krajach ogarniętych konfliktami. Należałoby to zrobić poprzez pomoc humanitarną i doprowadzenie do negocjacji pokojowych.

Dziwną wydaje się sytuacja, że bogate państwa Bliskiego Wschodu, jak na przykład Arabia Saudyjska- bliski sojusznik Zachodu, nie przyjmują uchodźców ani im nie pomagają. Przecież w tak bliskich kulturowo krajach czuliby się najlepiej. Tymczasem to Jordania i Liban, inne biedne państwa Bliskiego Wschodu są dziś najbardziej obciążone skutkami wojny w Syrii.

Na przybyszach ze świata islamskiego już dość dawno temu ogromnie skorzystała Francja. Po zakończeniu kolonizacji Algierii sprowadzono do kraju ludzi do pracy. Spowodowało to największy w historii Francji rozwój gospodarczy. Dlaczego więc mówi się, że muzułmanie nie są chętni do pracy i tylko korzystają z pomocy socjalnej? Jednym ze sposobów rozwiązania problemu uchodźców jest wymyślony przez obecną administrację francuską. W krajach ogarniętych konfliktem sprawdza się dokładnie sytuację zagrożonych i poszkodowanych ludzi. Ogranicza to choć w minimalnym stopniu możliwość wpuszczenia do kraju ludzi podejrzanych i przejawiających nieczyste intencje. Jest to dobre o ile nie pomoże się tylko młodym, silnym fizycznie i zdrowym mężczyznom wynajmując ich do pracy. Należy też wesprzeć osoby chore ranne, oraz te w podeszłym wieku. Jak więc widać Francja umie odpowiednio rozwiązać kwestie przymusowej oraz ekonomicznej migracji. Dlaczego tak wiele krajów tego nie potrafi?

Można zauważyć, że jednym z bardzo dobrych rozwiązań problemu asymilacji odmiennych kulturowo imigrantów jest zachęcanie młodych ludzi do sportu. Idealne tego przykłady mamy w Belgii, Francji, Holandii, Niemczech oraz ostatnio w Anglii. Dzięki temu po osiągnięciu sukcesu tacy zawodnicy są idolami nie tylko mniejszości narodowych ale także dla rdzennych mieszkańców. Powoduje to, że przedstawiciele tych grup wywołują ogromny szacunek.

Konieczność przyjęcia uchodźców jest niezaprzeczalna. Należy jednak robić to z głową. Jak pokazuje rzeczywistość jest wiele sposobów na pomoc uchodźcom i odpowiednie ich „zagospodarowanie”. Trzeba tylko pokonać strach i uprzedzenia. Niektóre kraje i narody powinny w tym momencie przypomnieć sobie czasy, gdy ich przedstawiciele byli przyjmowani wręcz z otwartymi rękami przez inne kraje w czasie wojen, stanu wyjątkowego czy totalitarnego reżimu. Na koniec muszę zaznaczyć że przedstawione przeze mnie sposoby na rozwiązanie kwestii imigrantów i uchodźców nie są receptą na wszystkie problemy, które mogą się pojawić. Prawdopodobnie nie jest możliwe całkowite zaradzenie im.

Euromit nr 3 -Dobrodziejstwa Unii Europejskiej nie wymagają podbudowy instytucjonalnej

Początek Strefy Schengen

Dziś będzie krótko. Chciałbym omówić mit, którego obalenie nie wymaga mocno pogłębionej wiedzy na temat Unii Europejskiej. Rozprawienie się z nim ma jednak kolosalne znaczenie dla przekonania do zjednoczonej Europy osób nie do końca zdecydowanych w swoim spojrzeniu na nią.

W ostatnim czasie coraz częściej UE postrzegamy jako zbiurokratyzowane instytucje i ich futurystyczne budynki czy niezwykle wysokie zarobki europosłów. Zapominamy o tym co legło u podstawy Wspólnot Europejskich. Najważniejszym, co Europa nam dała, to możliwość swobodnego przemieszczania się po niej dzięki strefie Schengen. Wspólny wolny rynek daje pracę wielu ludziom, którzy nie mogą znaleźć godnego zarobku w swoim kraju. Liczne programy edukacyjne stwarzają młodzieży, studentom a nawet nauczycielom niepowtarzalne szanse rozwoju, rozszerzenie horyzontów. Fundusze europejskie nie tylko zapewniają wzrost gospodarczy biedniejszych państw i regionów Unii, ale też mają bezpośrednio pozytywny wpływ na miejscową ludność np. poprzez aktywizację osób bezrobotnych. Czy te wszystkie dobrodziejstwa mogłyby być dostępne bez konieczności tworzenia tak rozbudowanych struktur? Zdarzyło mi się słyszeć głosy twierdzące, że tak. Niech najlepszym przykładem będą tu mieszkańcy Kornwalii, najbiedniejszego regionu Wielkiej Brytanii, wyrażający zdziwienie, że po Brexicie nie będzie możliwe pozyskiwanie środków z funduszy unijnych. Przyjrzyjmy się zatem bliżej powyższemu zagadnieniu.

Myślę, że odpowiedź wydaje się być oczywista. Pomysł integracji europejskiej zrodził się z doświadczeń okropności dwóch wojen światowych i ich konsekwencji. Warunkiem koniecznym do odbudowy kontynentu było wzajemne zaufanie między państwami umożliwiające owocną współpracę na wielu płaszczyznach. Jednak nie można było polegać wyłącznie na dobrej woli ich ówczesnych przywódców. Dlatego też na początek połączono produkcję węgla i stali dotychczasowych największych wrogów Francji i Niemiec, by żaden z nich nie zbroił się bez wiedzy i kontroli drugiego. Z czasem dołączyły do tego przedsięwzięcia inne państwa. Później powstały Europejska Wspólnota Atomowa, Europejska Wspólnota Gospodarcza z wolnym rynkiem, strefa Schengen i wspólna waluta. Wszystko to było poparte aktami prawnymi podpisanym przez przywódców umawiających się państw. Instytucje unijne stoją więc na straży, by wszelkie traktaty, umowy, zobowiązania były detalicznie wypełniane. Gdyby (odpukać) Unia Europejska się rozpadła, nastąpiłoby znaczne obniżenie wzajemnego zaufania między państwami i w konsekwencji zerwanie większości więzów prawnych. W takiej sytuacji niemożliwe wydaje się utrzymanie braku kontroli granicznych, strefy wolnocłowej i wspólnej waluty. Jedynym wyjściem wtedy byłyby liczne umowy dwustronne między europejskimi państwami. Spowodowałoby to, że biurokracja naprawdę sięgnęłaby zenitu. Unijne instytucje gwarantują to, że wspomniane sprawy są jasne i uporządkowane a prawo przestrzegane.

Mam nadzieję, że udało mi się przekonać choć kilka osób do tego, iż wspólna Europa jako dobrze funkcjonująca instytucja jest konieczna, by móc korzystać z wszystkich przywilejów. Kolejny wpis już niedługo. Cześć!

Euromit nr 1 – Komisja Wenecka to Unia Europejska – 17.02.2017

Sala obrad Komisji Weneckiej

Obóz rządzący w Polsce zaczął upowszechniać pogląd, że opinie Komisji Weneckiej o praworządności w Polsce to ingerowanie Unii Europejskiej w sprawy wewnętrzne naszego kraju. To właśnie mit, z którym chciałbym się rozprawić  w pierwszej kolejności. 

Wspomniana komisja nie jest instytucją Unii. Jednak zanim wytłumaczę tę kwestię trzeba wyjaśnić coś innego, równie ważnego. Mianowicie mamy w Europie trzy niezwykle istotne Rady o wręcz łudząco podobnych nazwach: Rada Europy, Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej. Łatwo się pomylić i niestety często się to zdarza. 

Rada Europy to całkiem odrębna organizacja niż UE. Powstała w 1949 roku jako  pierwsza próba integracji państw Europy zachodniej. Nie była to inicjatywa zbytnio udana a dziś współpraca  ogranicza się do praw człowieka i kultury. Niemniej jednak Rada Europy tworzy niezwykle zaszczytną grupę w pełni praworządnych państw. Zatem obejmuje także trochę tych spoza UE. Nie ma wśród nich Białorusi, tak jak kiedyś faszystowskich  Hiszpanii i Portugalii oraz  państw komunistycznych. Formalnie członkiem Rady Europy staje się państwo, które  zostanie uznane za godne, zaproszone i zobowiąże się do ratyfikowania w przeciągu roku Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.  Ciekawostką jest to, że gdyby jakimś cudem Stany Zjednoczone znalazły się w  Europie, to nie mogłyby być członkiem wspomnianej Rady, bo ich prawo przewiduje karę śmierci. Trzeba tu  przypomnieć, że w swoim czasie PiS mówił o konieczności przywrócenia jej w naszym kraju dla tzw. bestii. Chce więc nas odciągnąć nie tylko od rdzenia UE, ale także doprowadzić do wykluczenia z elitarnego grona państw cywilizowanych. Rosji otwarto furtkę jedynie ze względu na zawieszenie orzekania i wykonywania kary śmierci. 

Rada Europejska i Rada Unii Europejskiej już należą do instytucji unijnych tak jak komisja Europejska czy Parlament. Pierwsza z nich początkowo  była nieformalnym spotkaniem  głów lub szefów państw  członkowskich zależnie od ustroju zainaugurowane w 1961 roku. Stąd też dopiero Traktat Lizboński nadał jej rangę instytucji unijnej. Jednak do dziś nie ma żadnej znaczącej mocy decyzyjnej. Rola  Rady  Europejskiej   polega na wyznaczaniu ogólnych priorytetów i kierunków integracji. Teraz w spotkaniach Rady uczestniczą także przewodniczący Komisji Europejskiej i wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa. To tu przewodniczącym  jest Donald Tusk. Funkcja ta również została ustanowiona  przez  Traktat z Lizbony. Wybierany jest na dwu i pół letnią  kadencję Może być ona odnowiona tylko jeden raz. 

Rada Unii Europejskiej nazywana jest nieformalnie Radą Ministrów UE. Swoje ustawodawcze kompetencje współdzieli z Parlamentem Europejskim.  W jej pracach uczestniczą ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich i innych resortów,  jeśli to dotyczy konkretnych dziedzin polityki.  W RUE mamy do czynienia z instytucją prezydencji, czyli rotacyjne, półroczne przewodnictwo, w tej Radzie któregoś z  państw członkowskich. Polska doświadczyła tego zaszczytu w drugiej połowie 2011 roku. 

Komisja Wenecka tak  naprawdę jest organem doradczym Rady Europy do spraw prawa konstytucyjnego. Zasiadają w niej eksperci z dziedziny prawa konstytucyjnego i międzynarodowego. Jej pełna nazwa brzmi Europejska Komisja na rzecz Demokracji przez Prawo. Wydaje opinie na temat przestrzegania prawa  w państwach do niej należących  Dzieje się to na wniosek danego państwa,  organu Rady Europy lub innego państwa bądź organizacji uczestniczącej w pracach Komisji. Dotyczy  to także prawa wyborczego, praw mniejszości i ochrony praw człowieka. Członkinią i pierwszą wiceprzewodniczącą tego gremium była ex-premier Polski Hanna Suchocka. Zasiadała tam w latach 1991-2016.  Opinie Komisji  Weneckiej nie są wiążące,  co skrzętnie wykorzystują nasze władze do cynicznego odpowiadania  na zarzuty. Niemniej jednak KW badała zgodność prawa polskiego z  normami cywilizowanego świata. Pikantności całej sprawie dodaje fakt, że to minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski sam poprosił ten „wścibski” organ o opinię. 

PS. Jeśli ktoś ma pomysł, co można jeszcze uznać za mit na temat UE lub po prostu potrzebuje wyjaśnienia palącej go kwestii, jestem otwarty na propozycje. Piszcie w komentarzach lub na pogromcaeuromitow@onet.eu