Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Pobrexitowy kac moralny trwa 

Demonstracje nawołujące do powrotu Wielkiej Brytanii do UE

Minęły już ponad trzy lata, odkąd drzwi Unii Europejskiej zamknęły się za Wielką Brytanią, a głosy na temat Brexitu i jego skutków wciąż docierają do naszych uszu. Coraz większa liczba brytyjskich obywateli podnosi krzyk domagają się powrotu do UE, a przynajmniej ponownego przeprowadzenia referendum.  Z czego wynika ta zmiana w myśleniu Brytyjczyków i jakie perspektywy rysują się przed Zjednoczonym Królestwem? O tym opowiem dzisiaj. 

2022 rok przyniósł Wielkiej Brytanii bezprecedensowe zawirowania polityczne. W ciągu tamtych dwunastu miesięcy rządziło trzech premierów. W tym okresie, jeśli chodzi o Europie jedynie w Bułgarii do zmiany dochodziło częściej. Burza zaczęła się oczywiście od niesprowokowanej agresji Rosji na Ukrainę. W obliczu wojny brytyjscy rządzący stanęli na wysokości zadania i od początku byli w awangardzie pomocy napadniętemu państwu. Szczególna była w tym rola premiera Borisa Johnsona, minister spraw zagranicznych Liz Truss i ministra obrony Bena Wallace’a. Niedługo potem wybuchła afera w rządzie, ponieważ w szczycie pandemii, gdy na Brytyjczyków były nałożone bardzo silne obostrzenia ograniczające kontakty społeczne, zorganizowano przyjęcie w budynkach rządowych. Pod naciskiem opinii publicznej 7 lipca Boris Johnson podał się do dymisji. Na nowego premiera została wybrana Liz Truss, ale z tą funkcją nie radziła już sobie tak dobrze jak z szefowaniem brytyjskiej dyplomacji. Jej rządzenie trwało zaledwie 45 dni! Jednak w przeciwieństwie do Borisa Johnsona swoją dymisję ogłosiła całkowicie dobrowolnie. Gdyby tego nie zrobiła, nic wielkiego by się nie stało. A jakie były powody tej rezygnacji? Główną przyczyną całego zamieszania była nieudana reforma finansów państwa. Obniżono podatki dla przedsiębiorców i najbogatszych, a jednocześnie zwiększono wydatki rządowe. Rynki zareagowały na to paniką, bo nie było wiadomo w jaki sposób zostanie załatana powstała dziura budżetowa. Funt brytyjski osiągnął najniższą wartość względem dolara w historii. Oprocentowanie kredytów hipotecznych znacząco wzrosło. Zaniepokoił się nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy, który do tej pory poświęcał uwagę głównie państwom rozwijającym się. Początkowo konsekwencje błędnej decyzji spadły na barki ministra finansów Kwasiego Kwartenga, który został odwołany ze swojego stanowiska. Jednak kolejne wydarzenia doprowadziły do dymisji samej premier. Potem na rezygnację ze swojego stanowiska zdecydowała się minister spraw wewnętrznych  Suell Bravermann. Oficjalnym powodem było to, że wysłała służbową wiadomość za pomocą prywatnej poczty elektronicznej. Swoją drogą w Polsce dymisja przez taką “błahostkę” byłaby nie do pomyślenia. Jednak naciskana przez dziennikarzy była brytyjska minister dodała, że nie podoba się jej kierunek, w którym zmierza rząd Truss. Po dymisji premier Liz Truss doszło do niezwykle groteskowej sytuacji. W Wielkiej Brytanii kandydata na szefa rządu wybiera partia w wieloturowych wyborach wewnętrznych. Na kandydata zgłosił się m.in Boris Johnson! Jednak w ostatnim momencie wycofał się z wyścigu. Od 25 października 2022 roku premierem jest Rishi Sunak, pierwszy w historii polityk pochodzenia nieeuropejskiego (konkretnie hinduskiego) na tym stanowisku. Trudno jeszcze jednoznacznie oceniać jego rządy.  Na dokładkę we wrześniu zmarła królowa Elżbieta II, co jeszcze bardziej pogłębiło kryzys. Momentalnie spadło poparcie dla monarchii w brytyjskim społeczeństwie, bo Karol nie cieszy się nawet połową popularności swojej matki. Nie brakuje głosów, że tron powinien objąć bardziej lubiany książę Wiliam. Wtedy na pewno notowania całej rodziny królewskiej poszybowałyby w górę. Jednak trudno mieć wątpliwości, że monarchia już nigdy nie będzie tak popularna jak za panowania Elżbiety II. Wszystkie opisane wyżej wydarzenia sprawiły, że poparcie dla Partii Konserwatywnej gwałtownie spadło na korzyść Partii Pracy. W efekcie sondaże tej ostatniej stały się lepsze niż głównego rywala. Dziś przewaga Laburzystów sięga 20% a wybory parlamentarne zbliżają się coraz większymi krokami.  Brytyjczycy pójdą do urn już 4 lipca. Nie można pominąć kolejnego kuriozum. Niedawno ministrem spraw zagranicznych został David Cameroon! Dla tych, którzy nie pamiętają – był on premierem ogłaszającym referendum w sprawie opuszczenia przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Sam był za pozostaniem i żywił przekonanie, że większość społeczeństwa także.  Swoją karierę polityczną wznowił także główny zwolennik i inspirator Brexitu Nigel Farage. Były członek Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, a potem założyciel Brexit Party wrócił jako przewodniczący tego drugiego ugrupowania, które obecnie nazywa się Reform UK i z nim przystąpi do najbliższych wyborów parlamentarnych.

Brexit, jak mogliście u mnie już przeczytać, na początku wcale nie okazał się sielanką z zapowiedzi głównych promotorów tego kroku. Jednak przez trzy lata sytuacja nie uległa poprawie, a problemów tylko narosło. Nawet poruszanie się zwykłych obywateli jest bardzo skomplikowane.   Np. podczas odpraw paszportowych na lotniskach brytyjscy podróżni nie mogą być przepuszczani przez elektroniczne bramki przyspieszające cały proces. Przywilej ten przysługuje jedynie obywatelom państw Europejskiego Obszaru Gospodarczego, czyli Unii Europejskiej i Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu (Islandia, Liechtenstein, Norwegia i Szwajcaria).  Zaczęło brakować pracowników pewnych profesji, bo okazało się, że dumni synowie i córki Albionu nie chcą się podejmować zajęć, które wykonywali imigranci z Europy Wschodniej. Faworyzowani ich kosztem Bengalczycy, Pakistańczycy czy czarnoskórzy z Karaibów nie wykonują już bez słowa poleceń dawnych panów kolonialnych a nawet jeśli duża część tych ludzi pracuje, to nie są w stanie wypełnić luki po Bułgarach, Łotyszach, Polakach czy Słowakach. Brakuje też pewnych produktów, bo import okazał się bardzo utrudniony. Publiczna służba zdrowia znajduje się w opłakanym stanie. W tym sektorze także są olbrzymie wakaty. Co najlepsze: okazuje się, że brakuje tylu pracowników ilu zapewniłaby imigracja z innych państw członkowskich. Na początku 2023 roku odbyły się największe strajki lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników medycznych. Domagają się oczywiście podwyżek. Skłoniły ich do tego rosnące koszty życia wynikające z wysokiej inflacji. Nikt nawet nie widział tych pieniędzy, które miały zostać zaoszczędzone dzięki opuszczeniu UE. Strajki sprawiły, że rząd zdecydował się ograniczyć bardzo już restrykcyjne prawo do protestu. Próbuje się zaklinać rzeczywistość, że kryzys gospodarczy wynika jedynie z pandemii i wojny w Ukrainie, ale na dłuższą metę nikogo to nie przekona, bo nie da się jednoznacznie wykazać, że Brexit nie ma tu żadnego znaczenia. Ogólna sytuacja gospodarcza jest tu jedynym papierkiem lakmusowym. Zresztą najważniejsza jest tu opinia obywateli, a oni w większości przypadków nie mają wątpliwości co do przyczyn.  

Jednak w ostatnich dwudziestu ośmiu miesiącach nie brakowało pozytywnych informacji dla Wielkiej Brytanii.  Blisko jest osiągnięcie porozumienia w sprawie statusu Gibraltaru. Sytuacja jest tam bardzo podobna do północnoirlandzkiej z tym że w tym przypadku jest to brytyjskie terytorium zamorskie na południowym skraju Hiszpanii, a nie część składowa Zjednoczonego Królestwa. Wielokrotnie przechodził z rąk do rąk między tymi państwami. Brexit rozbudził w Hiszpanach nadzieję na trwałe odzyskanie Gibraltaru, co jest określane jako dekolonizacja. Jednak mieszkańcy tego obszaru w 90% opowiadają się za pozostaniem WB. Minimum, którego oczekują Hiszpanie jest likwidacja ogrodzenia na granicy. Właśnie m. in. to ma być zawarte w porozumieniu.  

W sprawie Irlandii Północnej Brytyjczycy wciąż nie odpuszczają.  Nawet w pewnym momencie rząd zastanawiał się nad jednostronnym wypowiedzeniem części protokołu irlandzkiego. Unia Europejska w reakcji uruchomiła procedurę naruszeniową. Całe zamieszanie ze wspomnianą częścią porozumienia brexitowego doprowadziło do wewnętrznego kryzysu politycznego w IP. W wyniku bojkotu probrytyjskiej partii przez dwa lata nie było lokalnego rządu. Porozumienie pokojowe wymaga bowiem, żeby w skład rządu zawsze wchodzili przedstawiciele obu stron sporu. Na początku 2024 roku doszło do porozumienia i pierwszy raz na czele rządu lokalnego rządu stanął polityk proirlandzkiej partii. Ostatnia propozycja nt. Irlandii Północnej zakłada, że import do niej będzie odbywać się poprzez dwa korytarze: czerwony i zielony. Tym pierwszym transportowane będą towary przeznaczone do przesyłania poprzez IP na rynek unijny (najczęściej do Republiki Irlandii) Natomiast zielonym korytarzem odbywałby się przesył towarów z innych części Zjednoczonego Królestwa (Anglii, Szkocji i Walii) do Irlandii Północnej i byłby znacznie ułatwiony. Tymczasem ostatni spis powszechny w IP pokazał, że pierwszy raz w historii więcej jest katolików niż protestantów. Może to znacząco wpłynąć na przyszłość tego miejsca, czyli wzmocnić dążenia do połączenie się z katolicką Republiką Irlandii. Odpada również problem Szkocji, w której słabną nastroje proniepodległościowe. Dzieję się tak do tego stopnia, że w rządzie zlikwidowano stanowisko ministra ds. niepodległości. Trudno jednak nazwać to pozytywną wiadomością dla Wielkiej Brytanii, gdyż inne spojrzenie szkockiego społeczeństwa mogło jakoś wpływać na decyzje rządu państwa zdominowanego przez Anglików. Spada nawet poparcie dla Szkockiej Partii Narodowej – jedynej postulującej o niepodległość.   

Trudno oprzeć się wrażeniu, że główną motywacją brytyjskich polityków do przeprowadzenia Brexitu była możliwość pozbycia się krępujących ich ruchy przepisów unijnych.  Przestały obowiązywać np. te dotyczące odprowadzania ścieków i przedsiębiorstwa przemysłowe za zgodą rządu od razu to wykorzystały doprowadzając do zatrucia rzek. Pojawił się też projekt odmawiania azylu wszystkim nielegalnym imigrantom, co jest niezgodne z prawami człowieka. Dodatkowo chce się ich pozbyć odsyłając do Rwandy na podstawie umowy, która zakłada rozpatrywanie wniosków o azyl i udzielenie go na terenie tego afrykańskiego kraju. Ma to zniechęcić ludzi do nielegalnego przekraczania brytyjskiej granicy. Dla zrealizowania tego pomysłu rząd brytyjski gotowy jest opuścić Europejski Trybunał Praw Człowieka, gdyż ten ma poważne zastrzeżenia co do tej umowy.

Po wynegocjowaniu umowy rozwodowej doszedłem do wniosku, że brakuje orzekania o winie i Wielkiej Brytanii nie spotkają konsekwencje opuszczenia UE. Rzeczywistość pobrexitowa okazała się jednak brutalna. Można więc powiedzieć, że Brytyjczycy sami siebie wystarczająco ukarali. Mam nadzieję, że ten przykład jest wystarczający, by odwieźć wszystkich od pomysłu wyjścia z Unii. Teraz obywatele Zjednoczonego Królestwa żałują swojej decyzji i chcą wrócić a przynajmniej blisko współpracować. Jednak, jak już pisałem, aby tak się stało Wielka Brytania musiałaby się głęboko zmienić. Mam tu na myśli zmiany ustrojowe. Monarchia powinna mieć jeszcze bardziej ograniczoną rolę, o ile nie należy jej całkowicie znieść. Śmieszy mnie twierdzenie, że to przyniesie Brytyjczykom kolejne straty ekonomiczne, bo rodzina królewska jest rodzajem atrakcji turystycznej. Nie wierzę, że tak olbrzymie dziedzictwo kulturowe nie daje innych możliwości przyciągania turystów pomimo beznadziejnej pogody. Społeczeństwo kraju podtrzymującego taki anachronizm jak królewskie przywileje, nigdy nie będzie w pełni wolne. Znamiennym jest to, że w Wielkiej Brytanii nigdy nie miała miejsca rewolucja ludowa. Doszło jedynie do buntu części parlamentarzystów. Brexit pokazał, że przeciętnemu Brytyjczykowi można bardzo wiele wmówić. Monarchia jest też legitymizacją dominacji Anglii nad innymi narodami Zjednoczonego Królestwa.  Przecież Irlandia Północna i Szkocja nie poparły wyjścia z UE a poniosły konsekwencje decyzji Anglików i silnie zanglicyzowanych Walijczyków.   Oby nowy prawdopodobnie laburzystowski rząd znalazł sposób na uzdrowienie państwa, które dokonało poważnego samookaleczenia. Wielka Brytania budzi skrajnie różne uczucia, ale problemy jakiekolwiek państwa będącego częścią Zachodu nie powinny cieszyć, szczególnie w obecnej sytuacji międzynarodowej.

Przykład Zjednoczonego Królestwa dobitnie pokazuje, jak w dzisiejszym świecie sieć wzajemnych powiązań praktycznie uniemożliwia wyplątanie się z niej bez daleko idących konsekwencji gospodarczych. Mam nadzieję, że olbrzymie kłopoty Wielkiej Brytanii po opuszczeniu Unii Europejskiej odwiodą wszystkie inne państwa członkowskie od tak nierozsądnej decyzji. Nawet jeśli znajdą się jacyś przywódcy snujący wizje swojego kraju poza UE, obywatele, w którymś momencie sprowadzą ich na ziemię. 

Brexit over – 13.07.2021

Unia Europejska już bez Wielkiej Brytanii

Umowa handlowa między Unią Europejską a Wielką Brytanią została podpisana rzutem na taśmę w wigilię Bożego Narodzenia. Wraz z końcem okresu przejściowego 1 stycznia pojawiły się w pierwsze nie tylko drobne, ale też bardzo poważne problemy. Strach pomyśleć, co działoby się, gdyby nie tamten świąteczny cud. Czy to na pewno koniec tasiemca pod tytułem “Brexit”?

Ostatni uzgodniony termin opuszczenia Wspólnoty przez Zjednoczone Królestwo, czyli 31 stycznia 2020 roku został dotrzymany. Rozpoczął się jedenastomiesięczny okres przejściowy. W międzyczasie, 12 grudnia odbyły się wybory parlamentarne, które rządząca Partia Konserwatywna wygrała miażdżącą większością głosów. Obywatele dali jednoznaczny sygnał, że chcą, by Brexit wreszcie się dokonał. Umożliwiło to przeprowadzenie ostatnich kroków potrzebnych do ostatecznego opuszczenia Unii Europejskiej, czyli
w kolejności: zatwierdzenie umowy rozwodowej przez brytyjski parlament, podpis królowej i przyjęcie dokumentu przez Parlament Europejski. Przy okazji tego ostatniego wydarzenia (29 stycznia 2020) odbyło się uroczyste pożegnanie brytyjskich europosłów. Nie brakowało wzruszających przemów. Na koniec odśpiewano wspólnie, trzymając się za ręce, słynną szkocką pieśń pożegnalną “Auld Lang Syne”. Niepotrzebne wydają mi się słowa Franza Timmermansa
w jego artykule w brytyjskim Guardianie. Napisał, że Wielka Brytania zawsze może wrócić do UE. Oczywiście nie należy palić za sobą mostów, ale ta wypowiedź może sugerować pewną bezwarunkowość powrotu. WB będzie musiała mocno się zmienić, żeby taki powrót miał sens.

Już chwilę po zakończeniu okresu przejściowego po obu stronach Kanału La Manche powstały gigantyczne kolejki ciężarówek czekających na przeprawę promową. Czas ten mocno wydłużył się w wyniku powrotu kontroli granicznych. Co prawda nie obowiązują cła, ale pewnych towarów nie wolno wwozić a na przykład części do maszyn wyprodukowane w krajach trzecich już podlegają opłatom. Nie wspomnę już o kontrolach sanitarnych itp. Szybko pojawił się namacalny dowód na to, że ta upragniona przez Brytyjczyków “wolność“, niesie za sobą także negatywne skutki. Wyśmiewane przez wielu unijne przepisy umożliwiały płynny transport towarów. Z góry wiadomo było, co i ile można wwozić. Teraz biurokracja jest jeszcze większa.

Kolejnym problemem okazał się konflikt między Wielką Brytanią a Francją
o łowiska ryb na Morzu Północnym. Trzeba jednak zacząć od tego, że kwestia rybołówstwa była najdłużej negocjowaną częścią umowy handlowej. Przed Brexitem dostęp do prawie 100% brytyjskich łowisk mieli Belgowie, Hiszpanie, Irlandczycy, Holendrzy i Francuzi. Teraz wszystko zmieni się. Rząd brytyjski oczekiwał pełnego dostępu swoich produktów rybnych do unijnego rynku a UE utrzymania obecnego poziomu swoich połowów. Brytyjczycy chcieli, żeby umowy dotyczące kwot połowowych były podpisywane co roku, jak dotychczas. Przedstawiciele Unii postulowali o umowę raz na dziesięć lat. Długi czas spierano się o jaki procent ma zostać zmniejszony dostęp państw unijnych do brytyjskich łowisk. Ostatecznie wymyślono, że okres przejściowy w kwestii ograniczania dostępu innych państw do brytyjskich łowisk potrwa 5,5 roku. Do tego czasu Zjednoczone Królestwo ma otrzymać na wyłączność 2/3 tych wód w porównaniu do obecnych 50%. Poseł Partii Konserwatywnej Jacob Rees Mogg miał stwierdzić, że ryby są szczęśliwsze przez to, iż są Brytyjczykami.
Wspomniany konflikt brytyjsko-francuski zrodził się wokół łowisk w pobliżu wyspy Jersey, która nie jest częścią Zjednoczonego Królestwa, ale to ma wpływ na jej politykę zewnętrzną. Natomiast Francja odpowiada za dostarczenie prądu. Francuscy rybacy mają otrzymywać licencje na dalsze połowy. Uważają jednak, że póki nie wejdą w życie odpowiednie przepisy, mają prawo do pełnego dostępu do wód u wybrzeży Jersey. W odpowiedzi na ograniczenia
w korzystaniu z łowisk, francuskie kutry dokonały blokady portu w stolicy wyspy – Saint Heller. Spowodowało to, że Brytyjczycy wysłali w rejon Jersey uzbrojone statki patrolowe. Francuzi nie pozostali dłużni i wystawili naprzeciw własne patrolowce. Na szczęście dość szybko udało się zażegnać napiętą sytuację i blokadę wycofano. Tymczasem brytyjscy a zwłaszcza szkoccy rybacy tracą, bo w wyniku skomplikowania procedur celnych handel rybami stał się dużo mniej opłacalny. Czują się oszukani przez premiera, który zapewniał, że skorzystają na Brexicie. Rząd obiecał już rekompensaty, ale rybacy domagają się złagodzenia przepisów.

Największym problemem okazała się kwestia Irlandii Północnej. Przypomnę, że została pozostawiona w unii celnej ze Wspólnotą Europejską (towary przewożone pomiędzy IP a resztą Zjednoczonego Królestwa już podlegają ocleniu), aby nie powróciła twarda granica z Republiką Irlandii, której brak jest gwarantem pokoju między katolikami a protestantami. Unioniści, czyli zwolennicy pozostania częścią Zjednoczonego Królestwa obawiają się, że takie rozwiązanie kwestii północnoirlandzkiej to duży krok w kierunku zjednoczenia wyspy, szczególnie, że pojawiły się utrudnienia w poruszaniu pomiędzy Irlandią Północną a innymi częściami Wielkiej Brytanii. Doszło do zamieszek ze stroną popierającą “jedną Irlandię” (republikanami), po tym jak politycy współrządzącej proirlandzkiej partii Sinn Fein wzięli udział w pogrzebie byłego bojownika IRA bez przestrzegania obostrzeń COVID-owych, za co nie pociągnięto ich do odpowiedzialności. Sytuacji nie ułatwia fakt, że w IP przeważają przeciwnicy Brexitu. Rząd już przed zawarciem umowy brexitowej zapowiedział naruszenie tego punktu poprzez nieutworzenie granicy celnej między Irlandią Północną a resztą Wielkiej Brytanii. Byłoby to złamanie prawa międzynarodowego. Niewyobrażalna była wypowiedź premiera Johnsona, który stwierdził, że stałoby się to “tylko troszeczkę” Już nawet powstał projekt ustawy. Unia Europejska zapowiedziała kroki prawne i wydaje się, że rząd brytyjski wycofał się, ale i tak opóźnia przyjęcie odpowiednich przepisów.

Ostatnio gruchnęła wiadomość, że Brytyjczycy zatrzymują obywateli państw UE chcących dostać się na teren ich kraju, nawet tych, którzy zdobyli już prawa osiedleńców. Niektórych z nich przetrzymują w obozach dla uchodźców, ponieważ władze nie zdecydowały się wystawić osobom osiedlonym certyfikatów umożliwiających wjazd, pracę czy wynajęcie mieszkania. Skoro już mowa o przepływie osób – Zjednoczone Królestwo zrezygnowało, choć nie musiało, z programu wymian studentów Erasmus+. W planie jest utworzenie własnego programu.

Jaka będzie przyszłość Wielkiej Brytanii? Gospodarczo z pewnością da sobie radę (a to jest podstawa funkcjonowania państwa) dzięki bliskim relacjom
z bogatymi państwami Brytyjskiej Wspólnoty Narodów: Australią, Kanadą
i Nową Zelandią. Jest też prężnie rozwijająca się była kolonia Zjednoczonego Królestwa – Indie. Podpisano już umowy o wolnym handlu z Japonią i Turcją
a w kolejce czekają następne. Może jednak dojść do poważnego kryzysu politycznego a wtedy wszelkie układy mogą nie pomóc. Szkocja już szykuje się na referendum a niepodległościowcy wydają się być w przewadze. Zaogniający się kryzys w Irlandii Północnej z pewnością spowoduje powrót dyskusji na temat zjednoczenia z resztą wyspy. O ile strata zamorskiej części WB nie będzie dotkliwa z ekonomicznego punktu widzenia, to odejście bogatej w ropę naftową Szkocji mocno osłabi gospodarkę. Tylko głęboka reforma ustrojowa może ocalić Zjednoczone Królestwo przed rozpadem. Najbliższe lata pokażą jaka będzie przyszłość tego państwa.

Brexit or not to Brexit? – 28.11.2019

Czy Boris Jonhson wyprowadzi Wielką Brytanię z UE?

To, co w ostatnich miesiącach dzieje się w Wielkiej Brytanii przypomina kabaret. Nawet Monthy Python nie wymyśliłby podobnego scenariusza. Chyba jednak nie przypadkiem Zjednoczone Królestwo słynie z komedii absurdu i czarnego humoru. Paranoją było już to, że Theresa May, przeciwniczka Brexitu, podjęła się funkcji szefa brytyjskiego rządu w takim czasie. Przecież nawet podświadomie mogła podejmować działania, które opóźniały lub wręcz uniemożliwiały opuszczenie Unii Europejskiej.

Jednak po kolei. Wielka Brytania nie opuściła Unii Europejskiej w zaplanowanym terminie 29 marca br. Było to spowodowane nieprzyjęciem umowy brexitowej przez Parlament Brytyjski, który trzykrotnie odrzucił porozumienie, choć ostatnie głosowanie było już korzystniejsze dla zwolenników wyjścia z UE (286 posłów za przyjęciem i 344 przeciw). Wspólnota wyraziła zgodę, żeby Brexit odbył się 12 kwietnia, jeśli umowa zostanie przyjęta do 29 marca. Ale i to nie nastąpiło, co spowodowało potrzebę poproszenia o odsunięcie terminu do 30 czerwca. Rada Europejska chętnie przystała na przesunięcie, ale tylko do 22 maja, tak, aby do Brexitu doszło zanim odbędą się Eurowybory, które ostatecznie przeprowadzono. W końcu Theresa May nie wytrzymała presji i podała się do dymisji.

Objęcie stanowiska premiera przez Borisa Johnsona dało nadzieję zwolennikom Brexitu na jego dokonanie się nawet przed 31 października. Były burmistrz Londynu jest najgorliwszym zwolennikiem wyjścia ze Zjednoczonej Europy wśród członków Partii Konserwatywnej. W całej Wielkiej Brytanii dorównuje mu jedynie Nigel Farage z Brexit Party (wcześniej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa). Boris Johnson nie widzi dużego problemu w „twardym” Brexicie. Można było więc przewidywać, że przetrzyma Parlament do 31 października (nowa data ustalona z UE) i liczba państw członkowskich zmniejszy się do dwudziestu siedmiu. Nie tylko zachował się zgodnie z przypuszczeniami, ale poszedł o krok dalej. Postanowił o zawieszeniu prac parlamentu na blisko miesiąc. W ten sposób chciał związać ręce posłom, którym zostałoby już niewiele czasu na jakąkolwiek akcję przeciw rządowi. Jest to zgodne z brytyjskim prawem, ale budzi wątpliwość jeśli chodzi o ducha demokracji. Premier Wielkiej Brytanii wystąpił o rozpisanie przedterminowych wyborów parlamentarnych, ale jego wniosek został odrzucony w obu izbach. Jednak zanim miało dojść do przerwania obrad posłowie przegłosowali ustawę zakazującą opuszczenia Unii Europejskiej bez podpisania umowy. Było to możliwe dzięki buntowi w Partii Konserwatywnej, w wyniku którego wielu deputowanych zostało wyrzuconych z partii lub sami opuścili jej szeregi pozbawiając to ugrupowanie większości. Dodatkowo Sąd Najwyższy Zjednoczonego Królestwa idąc za przykładem SN Szkocji orzekł, że próba zawieszenia prac Parlamentu w istniejących okolicznościach była złamaniem prawa. Boris Johnson zapomniał, że kto pod kim dołki kopie, ten sam źle kończy.

Wciąż największym problemem i, być może, jedyną sprawą, która uniemożliwia zaakceptowanie umowy brexitowej przez Parlament, pozostaje kwestia Irlandii Północnej. Unia Europejska z gorącym poparciem Republiki Irlandii wymogła zapisanie w porozumienie tzw. backstopu, czyli bezpiecznika, który pozostawi Irlandię Północną w unii celnej ze Wspólnotą do momentu podpisania pobrexitowej umowy handlowej UE-WB. Ma to zapobiec ponownemu zamknięciu granicy między wspomnianą częścią Zjednoczonego Królestwa a państwem Irlandia, co mogłoby na nowo wywołać wojnę domową katolików z protestantami. Natomiast w Wielkiej Brytanii takie rozwiązanie budzi obawę z powodu utraty pełnej kontroli nad IP na jakiś czas a w konsekwencji zagrożenia dla integralności ZK. W końcu 17 października na szczycie Rady Europejskiej przyjęto nowe porozumienie, w którym nieco zmieniono zapis o backstopie. Towary z UE będą dostarczane do Irlandii Północnej bez ceł, ale przy transporcie do reszty Zjednoczonego Królestwa będą oclone. Powszechnie uznano to za gorsze rozwiązanie. 19 października miało odbyć się głosowanie nad poprawioną umową, ale nie doszło do niego, ponieważ przyjęto poprawkę, która zakłada, że przed zaakceptowaniem porozumienia należy uchwalić wszystkie potrzebne do Brexitu ustawy. Dwa dni później, co prawda przyjęto umowę, ale kolejna poprawka uniemożliwiła przeprowadzenie wszystkich procedur do 31 marca. Wobec tego Boris Jonson zmuszony do poproszenia Europy o kolejne odsunięcie terminu. Teraz wyznaczony jest na 31 stycznia, ale oczywiście opuszczenie Unii może nastąpić wcześniej. Tymczasem opozycja doprowadziła do rozpisania przedterminowych wyborów parlamentarnych, które odbędą się 12 grudnia.

Chyba już wielu ludzi, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w całej Europie ma dość opery mydlanej pod tytułem „Brexit”. Brytyjscy politycy zachowują się, jak rozkapryszone dziecko, które chciałoby zjeść ciastko i mieć ciastko. Ich pełen arogancji honor nie pozwala nawet na chwilową utratę kontroli nad Irlandią Północną. Być może lepiej dla wszystkich byłoby, gdyby Zjednoczone Królestwo przestało zawracać głowę i opuściło już Unię Europejską. Dalsze współistnienie miałoby sens jedynie w wypadku, gdyby w WB zaszły głębokie zmiany polityczne. Choć dwie nowe partie w postaci Partii Brexit i Liberalnych Demokratów przedarły się do mainstreamu i złamały duopol, poparcie dla Partii Konserwatywnej i Partii Pracy wciąż jest wysokie. Być może w ogóle ogromnym błędem było przyjęcie Wielkiej Brytanii do Wspólnoty. Kultura anglosaska wydaje się nie przystawać do Europy kontynentalnej. Nie mówiąc już o systemie prawnym i poglądach na gospodarkę. Nie do końca można zrozumieć stanowisko Unii Europejskiej i idące za tym kolejne ustępstwa wobec Zjednoczonego Królestwa. Przez lata członkostwa tego kraju wielokrotnie ulegano jego kaprysom, które skutkowały specjalnym traktowaniem. W skutkach wynegocjowanej umowy rozwodowej widać rozbestwienie Wielkiej Brytanii. Aż dziw bierze, że tylko jeden człowiek w czasach integracji europejskiej wiedział czym pachnie przyjęcie Zjednoczonego Królestwa do rodziny europejskiej. Był nim Charles De Gaulle, który dwukrotnie blokował ten proces. Może główne powody oporu były nieco inne (zagrożenie dla pozycji Francji w Europejskiej Wspólnocie Gospodarczej i jej rolnictwa a także zwiększenia wpływów USA w Zjednoczonej Europie), ale teraz trudno odmówić mu racji, że akcesja Wielkiej Brytanii mogła sprawić i sprawiła głównie same problemy.

Brexit- jak przebiega proces rozwodowy? -19.10.2018

29 marca przyszłego roku Wielka Brytania opuści Unię Europejską. Tymczasem w Zjednoczonym Królestwie rosną obawy przed tak zwanym „twardym Brexitem”, czyli rozstaniem się ze Wspólnotą bez zawarcia umowy o przyszłych wzajemnych stosunkach. Otuchy Brytyjczykom jeszcze niedawno mógł dodawać fakt, że zwolennicy takiego rozwiązania w rządzie –minister do spraw Brexitu David Davis oraz minister spraw zagranicznych Boris Johnson, podali się do dymisji. Jednak wciąż nie osiągnięto ostatecznego porozumienia.

Pierwsza runda negocjacji z UE zakończyła się dość szybko w marcu br. Dogadano się w sprawie dwuletniego okresu przejściowego, sytuacji obywateli państw Unii w Wielkiej Brytanii i jej zobowiązań finansowych wobec Wspólnoty. Druga tura rozmów wciąż trwa i nie widać nadziei na przerwanie impasu. Do uzgodnienia pozostała głównie kwestia granicy między Irlandią Północną a Irlandią oraz dostępu Wielkiej Brytanii do wspólnego rynku. Negocjacje muszą zostać zakończone do końca jesieni tego roku, aby udało się wprowadzić nowe przepisy do prawa krajowego. Porozumienia nie osiągnięto na październikowym szczycie w Brukseli, ostatnią szansą na dogadanie się będzie kolejny -grudniowy. Postanowiono też zorganizować dodatkowe spotkanie negocjatorów w listopadzie.

Rząd brytyjski przygotował się na pięć scenariuszy przebiegu Brexitu. Pierwszy z nich zakłada, że wszystko pójdzie zgodnie z planem i porozumienie zostanie osiągnięte a parlament je zatwierdzi. Dwa kolejne przewidują, że parlament odrzuci uzgodniony projekt umowy. Wtedy, albo za późno będzie na renegocjacje albo Unia Europejska zlituje się i przesunie termin ich zakończenia. Czwarta opcja bierze pod uwagę, że parlament będzie zwlekał do czasu, aż nastąpi „twardy Brexit” (29 marca 2019). Ostatnia możliwość przewiduje, że porozumienie nie zostanie zawarte i w takim przypadku także dojdzie do „twardego Brexitu”.

Stale zwiększa się liczba Brytyjczyków, którzy są zwolennikami przeprowadzenia ponownego referendum nad wystąpieniem z Unii (po zapoznaniu się z treścią umowy z UE). Już jest ich więcej niż przeciwników. Również większość posłów Partii Pracy i znaczna grupa Konserwatystów opowiada się, aby znów zasięgnąć opinii społeczeństwa. Kampanię w sprawie referendum chce wesprzeć milioner Julian Dunkerton, przeznaczając na ten cel milion funtów. Najnowsze sondaże wskazują, że 52% Brytyjczyków jest przeciwnych opuszczeniu Unii Europejskiej. Jednak premier Theresa May wyklucza możliwość powtórzenia głosowania. Za to ponowne referendum niepodległościowe, również po zapoznaniu się z umową, zapowiada szefowa rządu Szkocji Nicola Sturgeron.

Jeśli dojdzie do „twardego Brexitu” powstałe problemy będą gigantyczne. Wielka Brytania w wyniku opuszczenia wspólnego rynku straci swobodny dostęp do wielu towarów importowanych z krajów Unii Europejskiej na przykład papierosów. Mocno ucierpi brytyjska służba zdrowia, ponieważ większość zatrudnionych lekarzy pochodzi z UE. Wielu środków medycznych nie produkuje się w Wielkiej Brytanii tylko sprowadza się je z Unii (między innymi insulinę). Brytyjskie prawa jazdy przestaną być uznawane na terenie Wspólnoty. Wzrosną koszty rozmów telefonicznych, gdyż przestaną obowiązywać umowy dotyczące roamingu. Jak widać, kłopoty naprawdę będą poważne.