Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Euromit nr 18 – Polska wcale nie łamie praworządności

Zbigniewa Ziobry – główny architekt deformy polskiego wymiaru sprawiedliwości

Pora poruszyć temat od lat budzący najgorętsze emocje, jeśli chodzi o relacje Polski z instytucjami unijnymi. Myślę, że poruszenie to wynika z faktu, iż zagadnienia prawnicze są często niejednoznaczne i trudne do zrozumienia dla tych, którzy nie zajmują się na co dzień tym tematem. Dlatego chciałbym dziś odnieść się do tytułowego zagadnienia.

Przypomnijmy sobie zatem, jakie zarzuty ma Unia wobec Polski, jeśli chodzi o praworządność. Wiemy już, że instytucje unijne mają prawo upominać państwa członkowskie, gdy istnieje zagrożenie prawa obywateli do sprawiedliwego sądu. Jak to wygląda w naszym kraju?
Po pierwsze tuż po przejęciu władzy PiS zainstalowało swoich ludzi w Trybunale Konstytucyjnym powołując ich w miejsce sędziów, których kadencja jeszcze nie wygasła. Stąd określa się ich mianem dublerów. Przez to TK stał się miejscem, które służy do zatwierdzania pomysłów rządu niezgodnych z Konstytucją i ustawami.

Kolejnym krokiem była zmiana sposobu wyboru Krajowej Rady Sądownictwa, której głównym zadaniem jest przedstawienie i opiniowanie nominacji sędziowskich. Do tej pory skład KRS wybierało jedynie środowisko sędziów. Rząd PiS zmienił to w ten sposób, że wybór należy teraz do Sejmu zdominowanego przez partię władzy. Próbowano również wymienić skład Sądu Najwyższego poprzez skrócenie kadencji sędziów w nim zasiadających. Ponieważ są oni nieusuwalni (jeśli nie stanie się to na mocy wyroku sądu) użyto wytrychu i obniżono wiek emerytalny sędziów. W ten sposób chciano usunąć także I Prezes, choć długość jej kadencji jest zapisana w artykule 183 ustęp 3 Konstytucji:

Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego powołuje Prezydent Rzeczypospolitej na sześcioletnią kadencję spośród kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne Sędziów Sądu Najwyższego.”

Ostatecznie rząd wycofał się z czystki w SN pod naciskiem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Niepokorni sędziowie i prokuratorzy są szykanowani poprzez przesuwanie ich do wydziałów, o których pracy nie mają pojęcia oraz wysyłanie w dalekie i długotrwałe przymusowe delegacje bez zważania na sytuację rodzinną. W Sądzie Najwyższym utworzono Izbę Dyscyplinarną, która miała karać sędziów popełniających przestępstwa. Jest ona faworyzowana finansowo i zasiadają w niej ludzie lojalni obecnej opcji rządzącej. Tak naprawdę służy, jako narzędzie do ścigania tych, którzy wydają wyroki nie po myśli rządzących. Wielu z nich zostało zawieszonych w obowiązkach służbowych. Tymczasem jedynym miejscem, gdzie można rozpatrywać sprawy przestępstw sędziów wszystkich izb jest Izba Karna SN. Dopiero zagrożenie w postaci braku środków z Funduszu Odbudowy skłoniły polskie władze do przemyślenia tej kwestii, ale to temat na osobny artykuł.

Jest też coś, co bez problemu pojmie każdy, nawet nie rozumiejący meandrów prawa. Duża cześć władzy sądowniczej została skupiona w rękach jednej osoby w postaci prokuratura generalnego, ministra sprawiedliwości (władza wykonawcza) i zwykłego posła (władza ustawodawcza) w jednym – Zbigniewa Ziobry. Oczywiście narusza to trójpodział władzy. Czarę goryczy przelał zamówiony przez PiS wyrok Trybunału Konstytucyjnego o uznaniu wyższości polskiej Konstytucji nad prawem unijnym (jak twierdzą rządzący). Było to zupełnie niepotrzebne, ponieważ wyrok w tej kwestii zapadł już w 2005 roku. Orzeczono wtedy, że w razie kolizji traktatów z Konstytucją pozostają tylko trzy możliwości: zmiana traktatów, zmiana Konstytucji lub wyjście z Unii. Motywem zeszłorocznej decyzji było zakwestionowanie nieprzechylnych rządowi PiS-u wyroków Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie można było tego zrobić wprost, ponieważ TK rozpatruje zgodność ustaw i traktatów z Konstytucją i nie ma prawa interpretować wyroków jakichkolwiek sądów.

Jednym słowem problemem polskiego wymiaru sprawiedliwości pod rządami PiS-u jest jego upolitycznienie i podporządkowanie władzy. Można mieć wątpliwości, w którym momencie zaczyna się zagrożenie dla sprawiedliwego sądu, ale w opisanej tu sytuacji sprawa jest czarno-biała.

PiS dokonując reform wymiaru sprawiedliwości mówi o konieczności usprawnienia go. Tymczasem procesy sądowe ciągną się coraz bardziej. Taka retoryka ma służyć jedynie jako zasłona dymna dla prób przejmowania pełni władzy.

Pojawia się często zarzut, że opór środowisk prawniczych wobec reform wymiaru sprawiedliwości wynika z tego, że „specjalna kasta” broni się przed odebraniem jej przywilejów. Nie jest to prawdą. Wielu prawników podkreśla konieczność reform, ale nie zauważają, by były to zmiany we właściwym kierunku. Nie ograniczają się jedynie do krytyki, ale proponują rozwiązania. Np. według mec. Przemysława Rosatiego prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej, KRS nie powinna być wybierana jedynie przez sędziów, lecz również nie przez polityków. Idealna byłaby sytuacja, w której decyzja należałaby do przedstawicieli wszystkich zawodów prawniczych. W ten sposób uniknięto by zarzutów o upolitycznienie wymiaru sprawiedliwości, a z drugiej strony taka reforma byłaby zgodna z deklarowaną intencją ustawodawcy.

Wielu wyborców PiS-u oraz ludzi obojętnych wobec tej władzy pyta: a co mnie obchodzi jakaś tam praworządność? Niestety sprawa nie jest taka prosta. Łatwo sobie wyobrazić, że ktoś z nas szarych obywateli znajdzie się w sporze prawnym z przedstawicielem władzy, szeregowym politykiem PiS-u czy nawet zwolennikiem opcji rządzącej. Nie wystarczy, że sami postępujemy zgodnie z prawem. Nie będziemy mieli żadnych szans w starciu z tak upolitycznionym wymiarem sprawiedliwości. Przypomina nam o tym sprawa ostatnio znów obecna na tapecie – Sebastiana Kościelnika, który dosłownie zderzył się z państwem PiS (premier Beatą Szydło) na drodze. Poza tym brak praworządności zagraża inwestycjom zagranicznym w Polsce. Wielu potencjalnych inwestorów nie będzie chciało wyłożyć swoich pieniędzy w kraju z tak upolitycznionym wymiarem sprawiedliwości. Także polscy inwestorzy zaczną przenosić swój kapitał za granicę. Niedostatek bezpieczeństwa prawnego stanowiłby zagrożenie dla ich interesów, bo gdyby państwo spróbowało ich oszukać nie mieliby szans dojść swoich praw. Na razie nie widać takiego mrożącego efektu, ale dalsza degradacja praworządności w Polsce z pewnością spowodowałaby znaczny spadek poziomu inwestycji zagranicznych. Nie wspomnę już o osłabianiu zaufania sojuszników do naszego państwa. Rola Polski w sytuacji wojny na Ukrainie byłaby jeszcze silniejsza, gdyby nie zarzuty o stan demokracji. Jeśli ktoś popełniłby przestępstwo na terenie Polski i uciekł za granicę, dane państwo miałoby opory, żeby wydać go nam w obawie o to, czy zostanie sprawiedliwie osądzony. Były już zresztą takie przypadki.

Zarzuty UE wobec Polski nie są wcale wyssane z palca jak starają się przedstawiać to politycy PiS – u. W ogóle cała ta sprawa kwestionowania prawa unijnego ma tylko jeden cel. Nie jest to wcale troska o suwerenność naszego kraju. Obóz rządzący po prostu wścieka się, że ktoś sypie piasek w tryby ich machiny miażdżącej polskie państwo prawa. Instytucje unijne to jedyna realna przeszkoda na drodze obecnej władzy do wprowadzenia pełnego autorytaryzmu. Taka jest jedna z ról Unii Europejskiej – dbanie o to, żeby żadne państwo członkowskie nie zboczyło z kursu demokracji. W następnej części cyklu o prawie unijnym odniosę się do sugestii, że innych państw nie ściga się za te same przewiny.

Dodaj komentarz