Wyjście Polski z Unii Europejskiej oznacza brak corocznych wpływów z budżetu. Stracimy dostęp do ogromnego jednolitego rynku. Poza tym, co najważniejsze, stracimy duże zaufanie potencjalnych inwestorów a wielu z nich z pewnością wycofa swój kapitał z naszego kraju. Bycie państwem członkowskim UE oznacza konieczność przestrzegania zasad, także tych dotyczących prawa gospodarczego. No, przynajmniej umożliwia inwestorom łatwiejsze upominanie się o swoje prawa, bo mogą to robić przed unijnymi trybunałami.
Trzeba podreślić, że wspólny rynek nie polega jedynie na relacjach gospodarczych między Polską a innymi państwami członkowskimi. Eksport z Polski stanowi zaledwie kilka procent wewnątrzunijnej wymiany handlowej. Takie Niemcy, największa gospodarka Europy, mają dużo większy wkład w handel każdego kraju UE. Straty innych byłyby niczym w porównaniu do braku wszelkich korzyści dla Polski z bycia częścią wspólnego rynku. Dobrym przykładem jest tu sytuacja Wielkiej Brytanii po Brexicie. Wg. Raportu Berelmana Zjednoczone Królestwo jako jedyne bardzo mocno straciło na swojej własnej decyzji. Co prawda Irlandia również sporo straciła, ale WB była jej głównym partnerem handlowym. Pozostałe państwa członkowskie nieszczególnie odczułyby opuszczenie Unii Europejskiej przez ZK. Skoro tak bogaty kraj posiadający tylu gospodarczych sojuszników poza UE tak wyraźnie stracił, to co dopiero wciąż będąca na dorobku Polska
Zatem, ile konkretnie straciłaby Polska? Nasze PKB zmniejszyłoby się o 10,6%. Poziom inwestycji spadłby o 20,4% Bezrobocie zwiększyłoby się o 1,5%. Konsumpcja byłaby niższa o 18,9%. Średnia dla UE wyniosłaby kolejno: PKB spadłoby o 8,7%, poziom inwestycji zmniejszyłby się o 7,1%, bezrobocie wzrosłoby o 1,1%, konsumpcja obniżyłaby się o15,1%.
W ogóle, jeśli byłoby to prawdą, jakie to ma znaczenie, że inni stracą więcej? Ważne, że MY stracimy! Dlaczego mamy tracić. To dobitnie pokazuje mentalność naszej klasy rządzącej wciąż będącej częścią polskiej mentalności. Ja mogę stracić. Byle ten taki siaki i owaki też nie miał.
Przedstawiona w niniejszym tekście teza do obalenia jest nie tylko bezsensowna na pierwszy rzut oka, ale też niespójna z faktami. Jednak nasza nieodpowiedzialna władza jest w stanie posunąć się do wygłoszenia każdego absurdu byleby osiągnąć swój cel – obrzydzić Polakom Unię Europejską. Mam jednak nadzieję, że już tylko twardy, bezrefleksyjny elektorat PiS-u wierzy w te brednie.
Niedawno, na zlecenie rządu, został przedstawiony raport o wielkości szkód wyrządzonych na terenie Polski przez III Rzeszę podczas II wojny światowej. Straty wyliczono na 6,2 bln zł. Stanowi to prawie trzy razy więcej, niż wynosi roczny budżet Niemiec (2,4 bln zł). Nie przypuszczałem, że dogonienie Niemiec przez polską gospodarkę rządzący chcą osiągnąć poprzez ogołocenie tej niemieckiej. W dzisiejszym tekście chciałbym zanalizować, czy wystąpienie o reperacje od Niemiec jest zasadne i możliwe z prawnego punktu widzenia.
Na początek trzeba wyjaśnić jedną rzecz. Reparacje to zadośćuczynienie w formie pieniędzy, sprzętu lub surowców, które państwo agresor płaci państwu ofierze za wyrządzone materialne i niematerialne szkody wojenne. Natomiast straty osób indywidualnych pokrywane są poprzez odszkodowania, ale dziś nie o tym. Po II wojnie światowej Związek Radziecki zobowiązał się przyjąć a następnie przekazać Polsce część należnych reparacji od Niemiec. Nie zrobili jednak tego w całości a wartość wielu form reparacji była wątpliwą, jak choćby dzieła marksistów. Jednak wciąż mogliśmy zwrócić się bezpośrednio do naszych zachodnich sąsiadów. W 1953 roku Polska Rzeczpospolita Ludowa zrzekła się roszczeń, ale jedynie wobec Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Teraz wielu powołuje się na to, że nie byliśmy wtedy w pełni suwerennym państwem. Związek Radziecki miał w tym interes, bo w NRD trwały protesty robotników i zdjęcie kwestii reparacji z agendy mogło załagodzić sytuację. Jednak z prawnego punktu widzenia nie było żadnej formalnej zależności od ZSRR. Nie sposób dowieść, że wszystko odbyło się pod jakąkolwiek formą przymusu. Twarde prawo, ale prawo. Zresztą polskie władze, także w III Rzeczpospolitej wielokrotnie potwierdzały, że zrzeczenie się sankcji faktycznie nastąpiło. Kolejnym istotnym punktem w tej historii było to, że przy zjednoczeniu Niemiec, Republika Federalna Niemiec przejęła wszelkie zobowiązania prawne NRD. Ze strony niemieckiej zamyka to całą sprawę. Po upadku komunizmu Niemcy wysiedleni z ziem odzyskanych zaczęli wysuwać roszczenia o odszkodowania. Tutaj należy podkreślić, że mienie państwowe po III Rzeszy mogło zostać przejęte przez Polskę, ale prywatne jedynie za odszkodowaniem. Jednak w ten sposób także można pokryć reparacje i na to powoływały się nasze władze. Formalną odpowiedzią Polski była uchwała Sejmu z 2004 roku, która stwierdziła, że Polska nie jest nic winna swoim sąsiadom i przypomniała o braku otrzymania odpowiedniej rekompensaty za II wojnę światową oraz wezwała rząd do podjęcia odpowiednich kroków w tej sprawie. Ówczesny kanclerz Niemiec Gerhard Schroder zapewnił, że indywidualne roszczenia obywateli niemieckich nie będą wspierane na poziomie państwowym. Jednak sprawę ostatecznie zamyka oświadczenie polskiego rządu z tamtego czasu, iż sprawę reparacji od Niemiec należy uznać za niebyłą, bo zrzeczenie się reparacji było zgodne z ówczesnym prawem. Jako że to Rada Ministrów prowadzi politykę zagraniczną, jej zdanie jest tu wiążące.
Pomijając kwestie prawne, występowanie o reparacje od Niemiec jest niemoralne i po prostu głupie. Jak można tyle lat po wojnie wracać do tego tematu? Dostaliśmy przecież od Niemiec rozwinięte pod względem gospodarczym tereny w zamian za utracone na rzecz Związku Radzieckiego głównie pola i lasy. Mamy za sobą trzydzieści lat owocnej współpracy a zachodni sąsiad jest naszym głównym partnerem handlowym. Ogromne fundusze unijne w 25,2% pochodzą z niemieckich składek. Skoro otrzymaliśmy 593 mld złotych to można szacować, że około 121,1 mld złotych przyszło do nas z Niemiec. Nie wspomnę o inwestycjach bezpośrednich niemieckich firm w Polsce (186 mld złotych), jak np. dwie fabryki samochodów. Przed nami jeszcze niezliczona liczba lat wspólnej, owocnej przyszłości. Szczególnie obrzydliwe i sprzeczne z interesem Polski jest w obecnej sytuacji międzynarodowej takie rozdrapywanie ran. Teraz potrzebujemy jak nigdy jedności europejskiej, bo to jedyny gwarant naszego przetrwania w obliczu agresywnego zachowania Rosji. Odwiecznym błędem polskiej polityki zagranicznej była walka na dwa fronty, gdy należało sprzymierzyć się z jedną ze stron. O ile podczas zaborów czy przed II wojną światową taki wybór mógł być postrzegany, jak między dżumą a cholerą, o tyle teraz nie ma żadnych wątpliwości, kto jest naszym sojusznikiem.
Jeśli domagać się od kogoś reparacji, to od Rosji, będącej spadkobiercą Związku Radzieckiego, który wbrew wcześniejszemu zobowiązaniu nie podzielił się z nami w pełni zadośćuczynieniem otrzymanym od Niemiec. Poza tym państwo rosyjskie zakwestionowało i bezpowrotnie zburzyło ład międzynarodowy budowany od trzydziestu lat. Z kraju, który traktowaliśmy pragmatycznie stało się naszym wrogiem.
Przerażające dla mnie jest to, jak wielu Polaków popiera inicjatywę rządu PiS. Antyniemiecka propaganda ma u nas podatny grunt i działa. W Sejmie prawie wszyscy posłowie zagłosowali za wystąpieniem o reparacje. PO i Hołownia muszą uważać na to, żeby PiS nie wykorzystał tego przeciw nim w nadchodzącej kampanii wyborczej. Nie rozumiem jednak, dlaczego nawet większość lewicy nie była przeciw.
Nie ma wątpliwości, że chęć wystąpienia o reparacje od Niemiec wynika z potrzeb polityki wewnętrznej. Mimo wszystko nie podejrzewam naszych władz o aż taką głupotę, żeby nie byli świadomi, w jakiej sytuacji międzynarodowej wracają do tego tematu. Nawet ujawniona treść noty dyplomatycznej od Niemiec sugeruje, że rząd PiS nie traktuje tego zbyt poważnie. Cała sprawa idealnie wpisuje się w walkę z Unią Europejską jednoznacznie utożsamioną przez Kaczyńskiego z Niemcami. Jakoś przecież trzeba wytłumaczyć obywatelom, dlaczego nie otrzymują ogromnych pieniędzy z Funduszu Odbudowy. Bardzo Was proszę, nie dajcie się wciągnąć w kolejną gierkę tych oszołomów.