Ukraina cz.1 – Wojna na Ukrainie. Co oznacza dla Europy i Świata?
24 lutego wydarzyło się coś, co wstrząsnęło światem, Europą, a w szczególności jej wschodnią częścią. Gdy wydawało się, że jest to już kompletnie niewyobrażalne na Starym Kontynencie, jedno niczym niesprowokowane państwo napadło na drugie. To już nie wojna domowa, jak w przypadku byłej Jugosławii. Choć dla wszystkich agresja Rosji na Ukrainę była ogromnym zaskoczeniem, wielu polityków mówi teraz, że wszystko to było do przewidzenia. Po fakcie każdy jest mądry, a sprawy naprawdę w każdym momencie mogły potoczyć się zupełnie inaczej. O bezpośrednich przyczynach i przebiegu wojny zostało napisane już dużo, chciałbym więc w tym tekście więcej miejsca poświęcić nieco innemu kontekstowi sprawy.
Brzmi to brutalnie, ale każde wydarzenie, także wojna, niesie za sobą pewne szanse np. na zmianę myślenia lub postępowania. Wydarzenia na Ukrainie prawdopodobnie ożywią dyskusję na temat potrzeby samodzielności Unii Europejskiej w działaniach militarnych, żeby była w stanie powstrzymać pierwsze uderzenie wroga zanim USA wyślą armię do Europy. Kwestia całkowitej niezależności od Stanów Zjednoczonych w tym zakresie zostanie odsunięta na długie lata, bo widać, że bez ich wsparcia nie będzie możliwe ostateczne powstrzymanie agresora.
Największym problemem, który wyniknął z agresji Rosji na Ukrainę jest zakłócenie dostaw gazu i ropy. Z jednej strony nie możemy dłużej płacić za surowce państwu, które ma za nic wszelkie zasady międzynarodowe, a z drugiej Kreml w odwecie za sankcje zakręca kurki kolejnym państwom. Po pierwsze powinno to skłonić unijnych decydentów do stworzenia unii energetycznej. Dzięki niej przystępując do negocjacji dostaw będziemy na lepszej pozycji niż jako pojedyncze państwa. Trzeba także ujednolić przepisy na temat magazynowania gazu i rozbudowywać połączenia między państwami w zakresie infrastruktury przesyłowej. Sytuacja powinna zmobilizować przywódców państw do szybszego przechodzenia na odnawialne źródła energii, bez których nie ma szans na niezależność energetyczną Europy. Pora także na ostateczne oddemonizowanie atomu. On też wprawdzie wymaga importu surowców z zagranicy, ale już nie w takich ilościach jak ropa i gaz.
Wojna w Ukrainie powinna także przyspieszyć federalizację Europy. Gdyby już istniało europejskie superpaństwo, dziś nie mielibyśmy tych wszystkich problemów, które wywołała agresja Rosji, choćby dlatego, że decyzje byłyby podejmowane dużo szybciej. Nie oznacza to oczywiście, że z dnia na dzień powstanie federacja. Raczej stopniowo wdrażane będą kolejne, wspólnie polityki: energetyczna, obronna, zdrowotna czy bankowa aż naturalna stanie się potrzeba stworzenia struktur państwowych.
Pora, żeby UE zaczęła coraz częściej spoglądać w stronę Afryki, gdzie Chiny zwiększają swoje wpływy gospodarcze a Rosja militarne i polityczne. Sytuacja, w której rosyjska agresja powoduje kryzys żywnościowy w wyniku blokowania ukraińskich portów, daje szanse na zbliżenie z Czarnym Lądem poprzez pomoc i inwestycje. Gdyby nie udało się całkowicie osłabić Rosji, trzeba będzie w jakiś sposób przeciągnąć Chiny na swoją stronę. Jedyną drogą ku temu jest właściwe ułożenie stosunków gospodarczych, korzystnych dla obu stron tak, jak zrobiono to w przypadku Japonii i Kanady.
Szkoda, że ludzie zawsze są mądrzy dopiero po szkodzie, ale tak już chyba musi być. Trzeba się cieszyć, że choć czasem uczymy się na błędach.
Jeśli chodzi o zagrożenia, najważniejszym wydaje się być możliwość całkowitego rozbicia jedności państw unijnych. Trzeba spojrzeć obiektywnie na to, kto tak naprawdę nie staje jednoznacznie po stronie Ukrainy, nie dostarcza broni a nawet blokuje jej transport przez swoje terytorium i nie wyraża minimum woli do zerwania stosunków gospodarczych z Rosją. Mowa oczywiście o Węgrzech. Niemcy wolno i opieszale, ale jednak działają. Trzeba zrozumieć, że dla nich ta wojna jest największym szokiem, bo postawiły wszystko na współpracę energetyczną z Rosją, jednocześnie zmniejszając swój potencjał militarny do niezbędnego minimum. Wyplątanie się z tego jest bardzo trudne. Nawet przepisy prawne utrudniają dostawy broni. Oczywistym jest, że dla państw, które są bardziej oddalone od strefy konfliktu, niebezpieczeństwo nie jest aż tak wielkie. Jest to kolejny argument za federalizacją Europy, gdyż wtedy problem zostałby uwspólnotowiony i nikt nie mógłby powiedzieć, że to nie jego sprawa.
Dla szerzej pojętego Zachodu kolejnym problemem jest Turcja, która szantażuje kraje chcące wstąpić do NATO i coraz bardziej wprost grozi sojusznikowi w Pakcie, swojemu sąsiadowi Grecji. Po zakończeniu wojny trzeba będzie coś z tym fantem zrobić. Węgry praktycznie nic nie znaczą na arenie międzynarodowej, za to Turcja jest ważnym sojusznikiem innych państw Paktu Północnoatlantyckiego, ponieważ pomaga w utrzymaniu względnego porządku na Bliskim Wschodzie.
Konieczność uniezależnienia się od rosyjskich surowców niesie ze sobą ryzyko, że wiele państw zwróci się w stronę innych, często gorszych reżimów jak Iran czy Arabia Saudyjska. Niewątpliwie konieczna będzie zmiana stosunków z mniej niebezpiecznymi, ale jednak dyktaturami w rodzaju Wenezueli. Amerykanie już zresztą zmienili kurs wobec Saudyjczyków, z którymi mieli gorsze relacje po zamordowaniu dziennikarza w saudyjskiej ambasadzie w Stambule. Brana pod uwagę jest także normalizacja stosunków ze wspomnianym południowoamerykańskim krajem, którego prezydent nie jest uznawany przez wiele państw.
Kolejnym zagrożeniem związanym z energetyką, jest coś, co już się dzieje, czyli zastępowanie gazu węglem. Może to sprawić, że klimatu nie będzie się już dało uratować. Niech każdy odpowie sobie sam na pytanie, czy lepiej czerpać gaz od mniej agresywnych reżimów, czy skazać planetę na zagładę.
Chciałbym przestrzec przed pomysłami szybkiej integracji Ukrainy z Unią Europejską. Przyznanie jej statusu kandydata było pięknym, potrzebnym, ale tylko symbolicznym gestem. Negocjacje i dostosowywanie się tego kraju do przepisów prawa europejskiego będą trwać długie lata. Być może większość Ukraińców jest gotowa na rychłe wstąpienie, ale ich państwo na pewno nie. Rząd PiS naciska na przyspieszoną akcesję Ukrainy nie ze względu na dobro sąsiada, lecz upatruje w tym szansy na to, że instytucje unijne mając na głowie problemy z nowym członkiem Wspólnoty zapomną o problemach z praworządnością w Polsce.
Wielu ludzi, w szczególności polityków, często używa wielkich słów naciągając ich znaczenie, którego do końca sami nie rozumieją. Polacy i Ukraińcy od początku wojny mówią, że są braćmi, tak jakby wiele wieków sporów nagle odeszło w niepamięć. Po nastaniu pokoju zamiecione pod dywan konflikty oraz zbrodnie mogą wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Dlatego, gdy to wszystko się już skończy koniecznie trzeba będzie usiąść i wyjaśnić sobie wszystkie kontrowersje: z jednej strony rzeź wołyńską, a z drugiej przymusowe przesiedlenia Ukraińców oraz działania tzw. żołnierzy wyklętych, którzy w dużej części byli zwykłymi bandytami i m.in. mordowali ludzi innych narodowości.
Ewentualna zmiana władzy na Kremlu i wywołany przez to chaos, może doprowadzić przynajmniej do chęci oderwania się niektórych republik od Rosji. Spowoduje to osłabienie tego państwa, ale może także grozić tym, że na północnym Kaukazie powstanie nowa wersja Państwa Islamskiego, ponieważ Dagestan czy Czeczenia zamieszkałe są przez ludność wyznającą radykalny islam. Poza tym rosyjska doktryna na temat broni nuklearnej zakłada użycie jej między innymi w przypadku zagrożenia dla istnienia państwa. Można to interpretować na wiele sposobów, ale opisany przypadek niewątpliwie wyczerpuje definicję
Chciałbym, żeby wojna na Ukrainie nie uśpiła naszej czujności. Nawet najdoskonalszy kłamca czasem mówi prawdę. Rosyjska propaganda jest taka skuteczna, ponieważ idealnie miesza fakty z półprawdami i totalnymi kłamstwami. Kompletną bzdurą jest twierdzenie, że NATO stanowi zagrożenie dla Rosji, a Ukrainą rządzą faszyści, którzy mordują mniejszość rosyjskojęzyczną i Rosja ją wyzwala. Za półprawdę można uznać rozważania na temat wspólnej historii Ukrainy i Rosji. Jednak Putin ma rację mówiąc, że Amerykanie sami mają poczucie posiadania własnej strefy wpływów i niejednokrotnie próbują ją rozszerzać ingerując w politykę wewnętrzną innych państw. W Ameryce Łacińskiej są przez to wręcz znienawidzeni. Sytuacja tych krajów przez lata niewiele różniła się od gruzińskiej, mołdawskiej i ukraińskiej. Oczywiście Stany Zjednoczone, przynajmniej w teorii, narzucają innym wartości demokratyczne i wolnościowe, a nie tatarską niewolę. Jednak z punktu widzenia prawa międzynarodowego nie czyni to żadnej różnicy. Kolejny raz na tym blogu powtórzę – jedyną szansą na uwolnienie się z tej dwubiegunowej pułapki jest stworzenie silnej Europy, współpraca z USA tam, gdzie to niezbędne i niezależne układanie sobie relacji z państwami sceptycznymi wobec Amerykanów.
Rok 2022 z pewnością jest już przełomowym dla stosunków międzynarodowych, tak jak 1648 (zakończenie wojny trzydziestoletniej), 1815 (kres wojen napoleońskich), 1918, 1945, 1989 i 2001 (zamachy na Word Trade Center i Pentagon). Przede wszystkim trzeba będzie w końcu przyspieszyć procesy, z którymi wciąż się zwleka, czyli transformację energetyczną, zwiększenie zdolności obronnych państw europejskich i budowę silniejszej UE. W szerszym kontekście z pewnością będziemy świadkami nowej zimnej wojny być może z wyłaniającym się trzecim graczem w postaci federacji europejskiej. Wiele wskazuje na to, że miejsce Rosji w tym układzie zajmą Chiny. Kto wie, czy w latach 1945-1989 Świat nie był jednak bezpieczniejszy, bo biorąc pod uwagę to, że żadne państwo nie potrafi się wyrzec działań militarnych, będąc świadomym, że druga strona dysponuje nie mniejszym potencjałem, nie podejmuje pochopnych decyzji o jakiejkolwiek wojnie. Próba zbliżenia Rosji i jej przyjaciół, sojuszników oraz państw patrzących z sympatią w jej stronę do zachodnich wartości poprzez współpracę gospodarczą, skończyła się kompletnym fiaskiem, głównie dlatego, że przywiązywano zbyt małą wagę do znaczenia różnic kulturowych w stosunkach międzynarodowych.
Czekają nas więc ogromne zmiany, ale kiedy i jak zakończy się wojna na Ukrainie jest praktycznie nie do przewidzenia.
Nie zgadzam się z opinią że federalizacja Europy poprawi bezpieczeństwo w Europie. Gdybyśmy mieli już federację wojna w Ukrainie byłaby dawno zakończona a w Kijowie mielibyśmy marionetkowy rząd z Kremla. Współpraca gospodarcza z Rosją kwitłaby jak przed wojną. Bez pomocy USA i Brytyjczyków Ukraińcy nie dali by rady. Niemieckie chełmy nie powstrzymają rosyjskich czołgów. A gdyby Ukraina upadła to jak powiedział w Gruzji śp Lech Kaczyński następne w kolejce są Bałtowie i Polska. Może i Niemcy bo granica historyczna leży na Łabie.