Ładowanie

Obalamy euromity

Unia Europejska nie gryzie
Zapraszam

Ukraina cz. 2 – Spowiedź obrońcy Rosji

Putin jak Hitler

Inwazja Rosji na Ukrainę z pewnością wywarła ogromny wpływ na każdego choć trochę wrażliwego człowieka. Dla osób zajmujących się stosunkami międzynarodowymi, które nie spodziewały się takiego przebiegu zdarzeń, był to niesamowity szok i pewnie u wielu z nich przyniósł zwątpienie we własne politologiczne kompetencje. Jako euroentuzjasta wierzący w możliwość pokojowego współistnienia państw, przez jakiś czas czułem, jakby co najmniej czternaście lat mojego życia i wszystko, w co wierzyłem w jednej chwili bezpowrotnie straciło sens. Można więc powiedzieć, że rosyjska agresja uderzyła we mnie potrójne, jako w człowieka, politologa i propagatora pewnej idei. Jednak reakcja wolnego Świata, a szczególnie państw Unii Europejskiej, pozytywnie mnie zaskoczyła. Wbrew wielu malkontentom jedność Zachodu okazała się większa niż można było oczekiwać. Na pewno nie spodziewał się tego Putin, bo inaczej nigdy nie zdecydowałby się na tę wojnę, a to jest w tym wszystkim najważniejsze, Pomogły mi także opinie znajomych, dzięki którym wiem, że teraz moje pisanie ma jeszcze większe znaczenie, bo widać, jak na dłoni , że Polska sama sobie nie poradzi. Jest jeszcze jeden element ideowego wymiaru moich odczuć związanych z wojną na Ukrainie. O tym opowiem dzisiaj.

Niektórzy z Was na pewno zauważyli, że miałem nietypowy jak na Polaka stosunek do Rosji. Nie to, żebym był kiedykolwiek jakimś rusofilem, chociaż jak wielu ludzi lubię rosyjską kulturę, a kiedyś miałem ambicje nauczenia się języka (dziś umiem czytać). Nie byłem także pod wpływem rosyjskiej propagandy, bo przecież nie miałem z nią nigdzie styczności Odkąd tylko zacząłem rozumieć politykę, zwłaszcza tę międzynarodową, obserwowałem jednostronnie negatywny przekaz medialny na temat Rosji. Od momentu, kiedy powstał podział na media konserwatywne i liberalne, w tej jednej kwestii obie strony były zgodne. Jeśli o czymkolwiek lub kimkolwiek mówi się tylko dobrze lub tylko źle, musi to budzić wątpliwości. Taki brak obiektywizmu wywoływał u mnie jako młodej osoby przekorę spowodowaną poczuciem braku sprawiedliwości. W końcu zacząłem mieć bardzo negatywny stosunek do USA i może niegorące, ale letnie uczucia do Rosji. Oczywiście było to już po drugiej wojnie czeczeńskiej, gdzie Rosjanie dokonywali zbrodni wojennych. Jednak cała prawda o tym oraz o prowokacji rosyjskich służb, która stworzyła pretekst do spacyfikowania wspomnianej republiki, stosunkowo niedawno wypłynęła do powszechnej informacji. Z resztą z tego, co wiem pierwsza wojna w Czeczenii także była oceniana jednoznacznie źle, a była to przecież walka z separatystami wyznającymi radykalny islam. Ciekawe, czy gdyby jakiś region Polski chciał się odłączyć, panowałoby takie samo zrozumienie? Przecież z tym właśnie walczyła Ukraina od ośmiu lat. Wojna w Gruzji także nie była taka czarno-biała, jak się ją opisuje. Owszem, Rosja dokonała inwazji, ale pierwszy strzał padł ze strony gruzińskiej, choć w reakcji na prowokację Rosjan. Kontrowersje budziło także traktowanie Osetyjczyków przez Gruzinów. To, jak skończył ówczesny prezydent Gruzji Michaił Saakaszwili (siedzi w gruzińskim więzieniu za przekraczanie uprawnień) świadczy samo przez się.
Idea Putina o odbudowie Związku Radzieckiego mogła oznaczać zjednoczenie jedynie Białorusi, Rosji i Ukrainy, które są bliskie kulturowo. Myślę, że długo wierzył, iż uda się to zrobić pokojowo. Czym różni się atak na Ukrainę od tego amerykańskiego na Irak w 2003 roku? W czym „lepsza” była inwazja USA na Panamę w 1989r. od rosyjskiej napaści na Gruzję? Jedyną różnicę stanowił sposób traktowania ludności cywilnej.
Dopiero, gdy Rosja zaczęła posuwać się do działań, na które Amerykanie nigdy nie zdecydowaliby się, zrozumiałem, że to jednak Rosja jest większym zagrożeniem dla Świata. Od 2014 roku mieliśmy odebranie siłą części terytorium innego państwa (Krym), aferę dopingową po Igrzyskach w Soczi i ingerowanie w wybory oraz referenda w innych państwach. Obecna wojna ostatecznie pozbawiła mnie wszelkich złudzeń. Do tej pory wydawało mi się, że dopóki Rosja nie jest zagrożeniem dla porządku międzynarodowego, nie należy ingerować w jej wewnętrzne sprawy. Nikogo nie można zmuszać do demokracji. Wprowadzanie demokracji na siłę jest niedemokratyczne.
Podsumowując można powiedzieć, że moja lekka prorosyjskość wynikała z poszukiwania prawdy, a nie ślepego podążania za ideami jakiejś grupy osób, jak w wypadku większości teorii spiskowych.

Chciałbym napisać także o mojej teorii na temat tego, jak powstała dzisiejsza, putinowska Rosja. Z góry podkreślam, że nie jest to usprawiedliwienie inwazji na Ukrainę. Wojna nigdy nie jest wyjściem. Chcę jedynie podkreślić, kto jest współodpowiedzialny za wyhodowanie potwora. Datuję to na długo przed współpracą niemiecko-rosyjską, wskazywaną przez wielu za początek problemów. Otóż zapoczątkowane przez Michaiła Gorbaczowa reformy ustroju Związku Radzieckiego, wbrew jego woli, doprowadziły do opuszczenia go przez kraje bałtyckie, kaukaskie, te z Azji Centralnej i Mołdawię. Decyzja o rozwiązaniu ZSRR została podjęta przez przywódców białoruskiej, rosyjskiej i ukraińskiej republiki ponad głową Gorbaczowa. Obywatele tych krajów, chyba nie do końca świadomi konsekwencji, w miażdżącej większości poparli wspomnianą decyzję. W 1994 roku na Białorusi i Ukrainie nastąpił zwrot w kierunku bardziej prorosyjskiej polityki. Natomiast Rosję w 1997 roku nawiedził ogromny kryzys gospodarczy. Putin pierwszy raz został prezydentem dwa lata później. Należy zadać pytanie, czy Zachód udzielił tym państwom wystarczającego wsparcia? Nie kwapił się zbytnio do pomocy. Upadającego imperium nie można zostawiać samemu sobie. Można mówić, że po wiekach indoktrynacji Rosjanie nie przystają do zachodnich wartości, ale wiązali ogromne nadzieje z demokratyzacją i liberalizacją gospodarki. Dojście do władzy Putina wynikało także z rozczarowania przemianami ustrojowymi. Być może o to chodziło Emmanuelowi Macronowi, gdy mówił, że nie można upokarzać Rosji. Powinien raczej powiedzieć Rosjan. Tych szarych, bo sam Putin i jego otoczenie polityczne to już jest inna sprawa. Prawdopodobnie prezydent Rosji już wtedy w 1999 roku planował zemstę na Zachodzie za w jego opinii upokorzenie Rosjan i było już za późno, żeby naprawić błędy. Putina trzeba było zatrzymać w 2014 roku, kiedy doszło do pierwszego jednoznacznego naruszenia prawa międzynarodowego, gdy Rosja anektowała Krym. Nałożone wtedy silniejsze sankcje nie pozwoliłyby na pełnoskalową inwazję. Jednak dla dużej części społeczności międzynarodowej była to jakaś sprawiedliwość dziejowa, ale we współczesnym świecie nie ma miejsca na coś takiego. Tyle, jeśli chodzi o przyczyny inwazji.

Na moją lekko prorosyjską postawę wpływało także postrzeganie Ukrainy. Muszę przyznać, że myślałem o niej przez pryzmat powstania Chmielnickiego i rzezi wołyńskiej. W naszej historii były też dobre chwile, jak choćby wspólne zatrzymanie bolszewików. Jednak te dwa przytoczone okresy kładły się cieniem na wzajemnych relacjach. Oczywiście państwo polskie nie zawsze dobrze traktowało Kozaków i ich potomków, ale to nie usprawiedliwia brutalnego mordowania Polaków. Przecież bunt przeciwko Rzeczypospolitej Obojga Narodów ostatecznie doprowadził do jeszcze większej – rosyjskiej niewoli, a i tak Ukraińcy dokonali na nas rzezi w 1943 roku widząc nadzieję w nazistach nienawidzących Słowian i także nie wyszło im to na dobre. Długo uważałem, że Ukraińcy są dla nas niebezpieczniejsi niż Rosjanie. Sądziłem, że skoro Rosja od wieków ma swoje państwo, a Ukraina dopiero od trzydziestu lat, społeczeństwo tej pierwszej powinno być bardziej cywilizowane. Poza tym każdy naród, który podnosi głowę na początku jest ekspansywny. Jednak obecna wojna, to jak Ukraińcy walczą za europejskie wartości i jak traktują jeńców oraz ciała zabitych Rosjan pokazuje nam, komu bliżej do Zachodu. Wytłumaczenie jest banalnie proste i aż mi wstyd, że nie brałem go wcześniej pod uwagę. Tereny współczesnej Rosji znajdowały się przez setki lat pod władzą a potem silnym wpływem mongolskim. Natomiast większość dzisiejszej Ukrainy znajdowała się w granicach Wielkiego Księstwa Litewskiego a następnie I Rzeczypospolitej i jakby nie patrzeć, była bliżej cywilizacji.
Pewne kroki Ukrainy po 1989 roku także były co najmniej kontrowersyjne. W 2004 roku po Pomarańczowej Rewolucji oficjalnie uznano Stephena Banderę za bohatera narodowego. Okazało się jednak, że większość obywateli wcale tego nie popierała i m. in. wspomniana decyzja sprawiła, że ówczesny prezydent rządził tylko jedną kadencję. Natomiast po tzw. Euromajdanie podjęto niewytłumaczalną, emocjonalną decyzję o zniesieniu rosyjskiego jako drugiego oficjalnego języka. Wielu obywateli Ukrainy, szczególnie tych ze wschodu kraju, w ogóle nie zna ukraińskiego, więc naprawdę mogli poczuć się dyskryminowani. Niezrozumiałe dla mnie jest także to, że Ukraina nie zgodziła się na rosyjski postulat sprzed wojny o przyznanie autonomii obwodom: donieckiemu i ługańskiemu. Ukraińcy zrobili za mało, żeby nikt nie mógł im nie zarzucić złego traktowania mniejszości. Jednak jeszcze raz podkreślam: wojna nie jest żadnym rozwiązaniem, nawet w ostateczności. Takie sprawy w cywilizowanym świecie załatwia się poprzez negocjacje.
Wielu wciąż żyjących Polaków traciło nieraz całe rodziny podczas rzezi wołyńskiej, ale nie można na podstawie tamtych wydarzeń oceniać współczesnych Ukraińców. Już chyba wystarczająco dostali w kość w konsekwencji tamtych działań. Bardzo niewłaściwe teraz wydaje mi się wypominanie, że szczególnie w miastach spotyka się głównie bogatych Ukraińców. Tak jakby bogactwo miało chronić przed bombami. Oni także mają prawo uciekać. Wiadomo, że im łatwiej, ale nie można z góry zakładać, że nie pomogli swoim ubogim współobywatelom.

Jak widać odbyłem długą drogę, żeby realnie ocenić działania Rosji. Nie broniłem ich inspirowany rosyjską propagandą, a dążeniem do znalezienia sprawiedliwości i równowagi w świecie. Chciałbym, żeby morałem z tej historii było to, że nie wstyd zmienić zdanie. Nie ma też nic złego w poszukiwaniu prawdy, o ile korzysta się z wiarygodnych źródeł.

Ukraina cz.1 – Wojna na Ukrainie. Co oznacza dla Europy i Świata?

Sytuacja na froncie 12 września

24 lutego wydarzyło się coś, co wstrząsnęło światem, Europą, a w szczególności jej wschodnią częścią. Gdy wydawało się, że jest to już kompletnie niewyobrażalne na Starym Kontynencie, jedno niczym niesprowokowane państwo napadło na drugie. To już nie wojna domowa, jak w przypadku byłej Jugosławii. Choć dla wszystkich agresja Rosji na Ukrainę była ogromnym zaskoczeniem, wielu polityków mówi teraz, że wszystko to było do przewidzenia. Po fakcie każdy jest mądry, a sprawy naprawdę w każdym momencie mogły potoczyć się zupełnie inaczej. O bezpośrednich przyczynach i przebiegu wojny zostało napisane już dużo, chciałbym więc w tym tekście więcej miejsca poświęcić nieco innemu kontekstowi sprawy.

Brzmi to brutalnie, ale każde wydarzenie, także wojna, niesie za sobą pewne szanse np. na zmianę myślenia lub postępowania. Wydarzenia na Ukrainie prawdopodobnie ożywią dyskusję na temat potrzeby samodzielności Unii Europejskiej w działaniach militarnych, żeby była w stanie powstrzymać pierwsze uderzenie wroga zanim USA wyślą armię do Europy. Kwestia całkowitej niezależności od Stanów Zjednoczonych w tym zakresie zostanie odsunięta na długie lata, bo widać, że bez ich wsparcia nie będzie możliwe ostateczne powstrzymanie agresora.

Największym problemem, który wyniknął z agresji Rosji na Ukrainę jest zakłócenie dostaw gazu i ropy. Z jednej strony nie możemy dłużej płacić za surowce państwu, które ma za nic wszelkie zasady międzynarodowe, a z drugiej Kreml w odwecie za sankcje zakręca kurki kolejnym państwom. Po pierwsze powinno to skłonić unijnych decydentów do stworzenia unii energetycznej. Dzięki niej przystępując do negocjacji dostaw będziemy na lepszej pozycji niż jako pojedyncze państwa. Trzeba także ujednolić przepisy na temat magazynowania gazu i rozbudowywać połączenia między państwami w zakresie infrastruktury przesyłowej. Sytuacja powinna zmobilizować przywódców państw do szybszego przechodzenia na odnawialne źródła energii, bez których nie ma szans na niezależność energetyczną Europy. Pora także na ostateczne oddemonizowanie atomu. On też wprawdzie wymaga importu surowców z zagranicy, ale już nie w takich ilościach jak ropa i gaz.

Wojna w Ukrainie powinna także przyspieszyć federalizację Europy. Gdyby już istniało europejskie superpaństwo, dziś nie mielibyśmy tych wszystkich problemów, które wywołała agresja Rosji, choćby dlatego, że decyzje byłyby podejmowane dużo szybciej. Nie oznacza to oczywiście, że z dnia na dzień powstanie federacja. Raczej stopniowo wdrażane będą kolejne, wspólnie polityki: energetyczna, obronna, zdrowotna czy bankowa aż naturalna stanie się potrzeba stworzenia struktur państwowych.

Pora, żeby UE zaczęła coraz częściej spoglądać w stronę Afryki, gdzie Chiny zwiększają swoje wpływy gospodarcze a Rosja militarne i polityczne. Sytuacja, w której rosyjska agresja powoduje kryzys żywnościowy w wyniku blokowania ukraińskich portów, daje szanse na zbliżenie z Czarnym Lądem poprzez pomoc i inwestycje. Gdyby nie udało się całkowicie osłabić Rosji, trzeba będzie w jakiś sposób przeciągnąć Chiny na swoją stronę. Jedyną drogą ku temu jest właściwe ułożenie stosunków gospodarczych, korzystnych dla obu stron tak, jak zrobiono to w przypadku Japonii i Kanady.
Szkoda, że ludzie zawsze są mądrzy dopiero po szkodzie, ale tak już chyba musi być. Trzeba się cieszyć, że choć czasem uczymy się na błędach.

Jeśli chodzi o zagrożenia, najważniejszym wydaje się być możliwość całkowitego rozbicia jedności państw unijnych. Trzeba spojrzeć obiektywnie na to, kto tak naprawdę nie staje jednoznacznie po stronie Ukrainy, nie dostarcza broni a nawet blokuje jej transport przez swoje terytorium i nie wyraża minimum woli do zerwania stosunków gospodarczych z Rosją. Mowa oczywiście o Węgrzech. Niemcy wolno i opieszale, ale jednak działają. Trzeba zrozumieć, że dla nich ta wojna jest największym szokiem, bo postawiły wszystko na współpracę energetyczną z Rosją, jednocześnie zmniejszając swój potencjał militarny do niezbędnego minimum. Wyplątanie się z tego jest bardzo trudne. Nawet przepisy prawne utrudniają dostawy broni. Oczywistym jest, że dla państw, które są bardziej oddalone od strefy konfliktu, niebezpieczeństwo nie jest aż tak wielkie. Jest to kolejny argument za federalizacją Europy, gdyż wtedy problem zostałby uwspólnotowiony i nikt nie mógłby powiedzieć, że to nie jego sprawa.
Dla szerzej pojętego Zachodu kolejnym problemem jest Turcja, która szantażuje kraje chcące wstąpić do NATO i coraz bardziej wprost grozi sojusznikowi w Pakcie, swojemu sąsiadowi Grecji. Po zakończeniu wojny trzeba będzie coś z tym fantem zrobić. Węgry praktycznie nic nie znaczą na arenie międzynarodowej, za to Turcja jest ważnym sojusznikiem innych państw Paktu Północnoatlantyckiego, ponieważ pomaga w utrzymaniu względnego porządku na Bliskim Wschodzie.

Konieczność uniezależnienia się od rosyjskich surowców niesie ze sobą ryzyko, że wiele państw zwróci się w stronę innych, często gorszych reżimów jak Iran czy Arabia Saudyjska. Niewątpliwie konieczna będzie zmiana stosunków z mniej niebezpiecznymi, ale jednak dyktaturami w rodzaju Wenezueli. Amerykanie już zresztą zmienili kurs wobec Saudyjczyków, z którymi mieli gorsze relacje po zamordowaniu dziennikarza w saudyjskiej ambasadzie w Stambule. Brana pod uwagę jest także normalizacja stosunków ze wspomnianym południowoamerykańskim krajem, którego prezydent nie jest uznawany przez wiele państw.
Kolejnym zagrożeniem związanym z energetyką, jest coś, co już się dzieje, czyli zastępowanie gazu węglem. Może to sprawić, że klimatu nie będzie się już dało uratować. Niech każdy odpowie sobie sam na pytanie, czy lepiej czerpać gaz od mniej agresywnych reżimów, czy skazać planetę na zagładę.

Chciałbym przestrzec przed pomysłami szybkiej integracji Ukrainy z Unią Europejską. Przyznanie jej statusu kandydata było pięknym, potrzebnym, ale tylko symbolicznym gestem. Negocjacje i dostosowywanie się tego kraju do przepisów prawa europejskiego będą trwać długie lata. Być może większość Ukraińców jest gotowa na rychłe wstąpienie, ale ich państwo na pewno nie. Rząd PiS naciska na przyspieszoną akcesję Ukrainy nie ze względu na dobro sąsiada, lecz upatruje w tym szansy na to, że instytucje unijne mając na głowie problemy z nowym członkiem Wspólnoty zapomną o problemach z praworządnością w Polsce.

Wielu ludzi, w szczególności polityków, często używa wielkich słów naciągając ich znaczenie, którego do końca sami nie rozumieją. Polacy i Ukraińcy od początku wojny mówią, że są braćmi, tak jakby wiele wieków sporów nagle odeszło w niepamięć. Po nastaniu pokoju zamiecione pod dywan konflikty oraz zbrodnie mogą wybuchnąć ze zdwojoną siłą. Dlatego, gdy to wszystko się już skończy koniecznie trzeba będzie usiąść i wyjaśnić sobie wszystkie kontrowersje: z jednej strony rzeź wołyńską, a z drugiej przymusowe przesiedlenia Ukraińców oraz działania tzw. żołnierzy wyklętych, którzy w dużej części byli zwykłymi bandytami i m.in. mordowali ludzi innych narodowości.

Ewentualna zmiana władzy na Kremlu i wywołany przez to chaos, może doprowadzić przynajmniej do chęci oderwania się niektórych republik od Rosji. Spowoduje to osłabienie tego państwa, ale może także grozić tym, że na północnym Kaukazie powstanie nowa wersja Państwa Islamskiego, ponieważ Dagestan czy Czeczenia zamieszkałe są przez ludność wyznającą radykalny islam. Poza tym rosyjska doktryna na temat broni nuklearnej zakłada użycie jej między innymi w przypadku zagrożenia dla istnienia państwa. Można to interpretować na wiele sposobów, ale opisany przypadek niewątpliwie wyczerpuje definicję

Chciałbym, żeby wojna na Ukrainie nie uśpiła naszej czujności. Nawet najdoskonalszy kłamca czasem mówi prawdę. Rosyjska propaganda jest taka skuteczna, ponieważ idealnie miesza fakty z półprawdami i totalnymi kłamstwami. Kompletną bzdurą jest twierdzenie, że NATO stanowi zagrożenie dla Rosji, a Ukrainą rządzą faszyści, którzy mordują mniejszość rosyjskojęzyczną i Rosja ją wyzwala. Za półprawdę można uznać rozważania na temat wspólnej historii Ukrainy i Rosji. Jednak Putin ma rację mówiąc, że Amerykanie sami mają poczucie posiadania własnej strefy wpływów i niejednokrotnie próbują ją rozszerzać ingerując w politykę wewnętrzną innych państw. W Ameryce Łacińskiej są przez to wręcz znienawidzeni. Sytuacja tych krajów przez lata niewiele różniła się od gruzińskiej, mołdawskiej i ukraińskiej. Oczywiście Stany Zjednoczone, przynajmniej w teorii, narzucają innym wartości demokratyczne i wolnościowe, a nie tatarską niewolę. Jednak z punktu widzenia prawa międzynarodowego nie czyni to żadnej różnicy. Kolejny raz na tym blogu powtórzę – jedyną szansą na uwolnienie się z tej dwubiegunowej pułapki jest stworzenie silnej Europy, współpraca z USA tam, gdzie to niezbędne i niezależne układanie sobie relacji z państwami sceptycznymi wobec Amerykanów.

Rok 2022 z pewnością jest już przełomowym dla stosunków międzynarodowych, tak jak 1648 (zakończenie wojny trzydziestoletniej), 1815 (kres wojen napoleońskich), 1918, 1945, 1989 i 2001 (zamachy na Word Trade Center i Pentagon). Przede wszystkim trzeba będzie w końcu przyspieszyć procesy, z którymi wciąż się zwleka, czyli transformację energetyczną, zwiększenie zdolności obronnych państw europejskich i budowę silniejszej UE. W szerszym kontekście z pewnością będziemy świadkami nowej zimnej wojny być może z wyłaniającym się trzecim graczem w postaci federacji europejskiej. Wiele wskazuje na to, że miejsce Rosji w tym układzie zajmą Chiny. Kto wie, czy w latach 1945-1989 Świat nie był jednak bezpieczniejszy, bo biorąc pod uwagę to, że żadne państwo nie potrafi się wyrzec działań militarnych, będąc świadomym, że druga strona dysponuje nie mniejszym potencjałem, nie podejmuje pochopnych decyzji o jakiejkolwiek wojnie. Próba zbliżenia Rosji i jej przyjaciół, sojuszników oraz państw patrzących z sympatią w jej stronę do zachodnich wartości poprzez współpracę gospodarczą, skończyła się kompletnym fiaskiem, głównie dlatego, że przywiązywano zbyt małą wagę do znaczenia różnic kulturowych w stosunkach międzynarodowych.
Czekają nas więc ogromne zmiany, ale kiedy i jak zakończy się wojna na Ukrainie jest praktycznie nie do przewidzenia.